Chris Botti o wiele lepszy

Dobrze wiedziałam czego mogę się spodziewać po kolejnym koncercie Chrisa Botti. Widziałam go w Nowym Jorku w Blue Note, tuż po sesji nagraniowej albumu „To Love Again”, kilka godzin po tym jak wysiadł z samolotu, którym wrócił z Londynu.

Miałam przyjemność zatopić się w niesamowitej akustyce Starego Browaru w Poznaniu, kiedy grał rok później w Polsce. Chris był nadal taki nowojorski, a jego warsztat muzyczny był coraz wyrazistszy w swojej ekspresji. Po półtorarocznej przerwie przyszła kolej na mekkę europejskiego jazzu – klub Ronnie Scott’s w Londynie. Tym razem była to nie tylko uczta muzyczna. Przed koncertem czekała mnie dłuższa rozmowa z Chrisem.

Dlaczego powraca do Polski? Ponad dziesięć lat temu, jeszcze w trakcie koncertów ze Stingiem w Katowicach zauważył jak emocjonalnie polska publiczność reaguje i wchodzi w interakcje z artystami. Cieszy go ogromnie, że Polacy tyle wiedzą o muzyce instrumentalnej, jazzie, chilloutcie i doskonale rozumieją anegdoty, które opowiada jako wprowadzenie do każdego utworu.

Był zdumiony, że bilety na dodatkowy koncert w Warszawie zostały sprzedane w ciągu kilku godzin. Z tych też względów europejska premiera najnowszego albumu „Italia” miała miejsce właśnie w Polsce, tuż przed tegorocznymi koncertami. Bardzo lubi grać z Anną Marią Jopek, a następny koncert chciałby zagrać w Krakowie.

Nawiązując do jego związku z Nowym Jorkiem, zapytałam Chrisa o znaczący krok w karierze zawodowej – koncerty w Blue Note w 2005 roku. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Chociaż miał już wtedy sporo doświadczenia na swoim koncie, grał z Frankiem Sinatrą, Bobem Dylanem, Arethą Franklin, Stingiem stwierdził, że dla niego były to początki.

Dziś jest o wiele lepszy w swojej profesji i tak naprawdę teraz może stwierdzić, że to co robi to prawdziwy warsztat jazzowy. Daje się to zauważyć w trakcie występów, kiedy skupiony na utworze potrafi z instrumentu wydobyć dźwięki, które pozwalają zupełnie pozbyć się poczucia rzeczywistości. Niesamowity kontakt z publicznością zawdzięcza swojej przygodzie radiowej Chill with Chris Botti. Prowadząc audycje edukował Amerykanów ucząc ich historii muzyki, opowiadając o korzeniach i bogactwie jazzu.

Ten wieczór rozpoczął od klasycznego „When I Fall In Love”. Chociaż byliśmy w dość powściągliwym Londynie, publiczność zareagowała bardzo emocjonalnie. „Flameco Sketches”, „What’ll I Do?”, „Gabriel’s Oboe” pozwalały swobodnie dryfować po rozpostartej tafli muzycznego uniesienia, a wszystko dzięki nutom rzeźbionym z romantycznym włoskim temperamentem. Więc jaki jest teraz Chris Botti?

Z ręką na sercu, nie marnuje czasu i jest zdecydowanie lepszy. Doskonalszy o „Thousand Kisses Deep”, dojrzalszy o „The Look Of Love” i tajemniczy o pełną pasji „Venice”. Zupełnie jak w romansie, o który mu chodziło na nowym albumie, kolejny koncert dostarczył niesamowitych wrażeń. Odkryłam muzykę Chrisa na nowo i już nie mogę doczekać się następnego spotkania.

Joanna Gulbińska

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.