Ray Wilson z Poznania

Szerokiej publiczności znany jest jako trzeci wokalista zespołu Genesis. Bardziej wtajemniczeni znają go z takich grup jak Stiltskin i Cut_. Jeszcze mniej osób wie o tym, że Szkot Ray Wilson od niedawna mieszka w Poznaniu i tam znalazł wreszcie szczęście, którego tak długo szukał.

W 1994 roku pełen energii hit „Inside” zespołu Stiltskin otworzył Wilsonowi drzwi do międzynarodowej kariery. Numer szturmował listy przebojów, posłużył też jako tło w reklamie telewizyjnej znanej marki odzieżowej. Choć nie był to debiut wokalisty – na swoim koncie miał już bowiem płytę „Swing Your Bag” nagraną w 1993 z zespołem Guaranteed Pure – to właśnie płytą „Mind’s Eye” udowodnił, że solidny rock jeszcze się nie skończył.  

Nazwa Stiltskin na stałe zagościła w świadomości słuchaczy, ale, ku rozpaczy fanów, działalność zespołu zakończyła się po wydaniu jednej płyty. Słuch po Wilsonie zaginął aż do 1997 roku, kiedy świat obiegła elektryzująca wiadomość o tym, że słynna grupa Genesis ma nowego wokalistę. Był nim Wilson. Decyzja tak samo ryzykowna jak udana, bo jego ciepły i cudownie zachrypnięty wokal idealnie wpasował się w stylistykę i tradycję zespołu, ale z drugiej strony, u zagorzałych fanów, można było spodziewać się braku akceptacji zmiany składu w szeregach Genesis.  

Historia Wilsona w Genesis była burzliwa, ale krótka. W efekcie współpracy powstała, mroczna, chwilami też melodyjna płyta „Calling All Stations”. Album w Europie sprzedawał się świetnie, a hity takie jak „Shipecked” czy „Congo” pięły się po listach przebojów. Natomiast w odróżnieniu od Starego Lądu, za Oceanem sprzedaż nie przekroczyła spodziewanego nakładu, co wytłumaczono zmianą wokalisty i było powodem rozstania Genesis z Wilsonem. Fakt jednak pozostaje faktem, że to właśnie Wilson, pamiętany wcześniej ze Stiltskin, w znacznym stopniu przybliżył młodszym słuchaczom dokonania Genesis i przyczynił się do nagrania jednej z najpiękniejszych płyt lat 90-tych. Chociaż zespół z Wilsonem na stanowisku wokalisty miał szansę osiągnąć nowy, jeszcze lepszy wymiar, niestety, z tej okazji tej nie skorzystał.

Na szczęście nie trzeba było długo czekać na kolejny projekt Wilsona. Była nim grupa o intrygującej nazwie Cut_. Płyta „Millionairehead”, wydana w 1999, przyniosła fanom artysty mieszankę rockowych numerów, m.in., „Another Day” i „Sarah” oraz fantastyczny cover Davida Bowie „Space Oddity”, który nabrał charakterystycznej dla Wilsona dynamiki, nie tracąc przy tym nic na mrocznej atmosferze. 

 Cut_ znów jednak był jednopłytowym projektem. Po nagraniu „Millionairehead” nastąpiła dwuletnia przerwa pełna mniejszych i większych zawirowań w życiu wokalisty. Ciszę przerwał rewelacyjny album „Live and Acoustic” podsumowujący dokonania Wilsona we wszystkich dotychczasowych zespołach. Płyta natychmiast zyskała uznanie fanów dzięki akustycznym wersjom numerów znanych i lubianych oraz brawurowemu coverowi Phila Collinsa „In The Air Tonight”. Dodatkowym atutem tego albumu była obecność Amandy Lyon, wokalistki obdarzonej ciepłym, elektryzującym głosem. 

Płyta „bez prądu” dała początek solowej karierze Wilsona. W odstępie roku nagrał albumy „Change” (2003) i „The Next Best Thing” (2004). Oba zbliżone do siebie klimatem, oscylujące w rejonach Boba Dylana i Led Zeppelin, ale bardzo osobiste, lekko progresywne, idealnie nadające się na spokojną noc z kieliszkiem czerwonego wina. Bo i muzyka Wilsona z czasem dojrzała, stała się przemyślana, pełna, choć niepozbawiona spontaniczności i radości tworzenia. 

Bardzo ważnym momentem w karierze wokalisty był koncert w radiowej Trójce, zarejestrowany w 2006 na płycie pod wiele mówiącym tytułem „An Audience and Ray Wilson”, przeplatany błyskotliwymi anegdotami opowiadanymi między piosenkami. Było to niezapomniane przeżycie dla słuchaczy, jak też dla samego Wilsona – w jednym z wywiadów przyznał później, że przed koncertem był zdenerwowany jak nigdy, co tak naprawdę mu się nie zdarza. Koncert w Trójce poprzedził inny, zarejestrowany na dwupłytowym albumie pod nazwą „Ray Wilson live”, jednak to koncert w PR3 na zawsze zapadł w serca fanów Wilsona. 

Po serii solowych płyt i koncertów, Wilson powrócił do projektu Stiltskin dodając do nazwy swoje nazwisko i całkowicie zmieniając skład zespołu. W 2007 roku powstała płyta „She” wracająca klimatem do początkowych działań wokalisty, czyli ciężkich i gęstych gitar oraz mroczniejszych tekstów.  

Życie jednak bywa nieprzewidywalne i nieoczekiwanie dla wszystkich, w tym i dla samego Wilsona, któregoś dnia spakował walizki i ze Szkocji przeprowadził się do… Polski. Przyczyną była miłość do Polki, dzięki której wokalista zmienił miejsce zamieszkania i w 2008 roku nagrał najlepszą chyba jak dotąd płytę „Propaganda Man”. To najbardziej zaangażowany tekstowo i muzycznie krążek w dorobku artysty. 

Niezależnie jednak od projektów, składów zespołów i ich nazw, Ray Wilson pozostaje niezmiennie doskonały. Wydaje się, że znalazł swoje miejsce na ziemi, co słychać na najnowszej płycie. Cieszy też fakt, że w zamęcie, jaki ogarnął świat Wilson podąża za instynktami, co znajduje odbicie nie tylko w coraz lepszych płytach, ale też i tym, że w naszym kraju przybywa artystów z najwyższej półki! 

Anna Jankowiak

www.raywilson.net

Kontakt w sprawie koncertów: management@spondeo.eu

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.