Salar de Uyuni – Boliwia

Morze soli ciągnące się po horyzont, kaktusowe wyspy, aktywne wulkany, dymiące gejzery, stada tysięcy flamingów to widoki, które oglądaliśmy przemierzając jedno z najbardziej magicznych miejsc na świecie Salar de Uyini w Boliwii.

Wyprawa jeepem przez pustynię

Podróż na pustynię soli Salar de Uyuni zaczyna się w miejscowości Uyuni w południowo-wschodniej Boliwii tuż przy granicy z Chile i Argentyną. Samo Uyuni jest niewielkim miasteczkiem rozwiniętym wokół bazy wojskowej dla stacjonującej tutaj armii granicznej i nie jest miejscowością szczególną. Jednak to właśnie stąd  każdego ranka wyjeżdżają dziesiątki Land – Cruiserów zapakowanych żądnymi niezwykłej przyrody turystami. W Uyuni znajdują się dosłownie dziesiątki biur turystycznych, które organizują wyprawę na Salar. My odwiedziliśmy sześć, może więcej szukając najlepszej pod względem warunków przewozu (tj. max 6 osób w jeepie i dobry jeep), programu wycieczki oraz oczywiście ceny. Wszystkie oferty były bardzo zbliżone, jednak jak się potem przekonaliśmy tym, co okazało się najważniejsze, było na ile obietnice pokrywają się z rzeczywistością, czyli uczciwość agencji i ich wiarygodność. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na 4 dniową wyprawę, dwa dni na pustyni Salar de Uyuni i dwa dni przemierzając  pas górski Cordiillera de Lipez.

Pustynia soli

Salar de Uyuni jest największą na świecie pustynią soli położoną na wysokości 3653 m npm. Przed 40 tysiącami lat było częścią wielkiego jeziora Minchin. W wyniku zmian klimatycznych jezioro zaczęło wysychać i pozostawiło po sobie dwa istniejące do dzisiaj jeziora Uru Uru i Poopo oraz dwie pustynie soli Salar de Coipasa i Salar de Uyuni. Ta ostatnia rozciąga sie na obszarze ponad 12 tysięcy km2. Ilość soli jaką gromadzi szacuje się na 10 miliardów ton. Każdego roku wydobywa sie 20 tysięcy ton tego surowca.

{gallery}salar1{/gallery}

Kopalnie soli

Na skraju pustyni, zaledwie kilka kilometrów od Uyuni znajduje się miejscowość Colchani, w której mieści się jedyna na Salar de Uyuni kopalnia soli. Proces wydobycia jest prosty. Z pustyni dosłownie „zeskrobuje“ się łopatami warstwy soli, tworząc kopce, które następnie przewozi się do przetwórni. Tam materiał jest suszony, mielony, wzbogacany w jod i końcu pakowany w kilogramowe woreczki. Praca na pustyni jest niezwykle ciężka, ludzie są narażeni na ogromne promieniowanie słoneczne. Wszyscy pracują szczelnie ubrani w kombinezony, kominiarki, ciemne okulary i rękawice.

Isla Incahuasi – Wyspa Ryby

Salar de Uyuni to ciągnąca się po horyzont warstwa śnieżnobiałej soli z  gdzieniegdzie wyrastającymi z jej powierzchni szarozielonymi wzgórzami tzw. wyspami. W ciągu dnia widziane z daleka w wyniku wysokiej temperatury i ogromnej ilości światła lejącego się z nieba na połacie białej tafli wydają się zaokrąglać tracąc swój ścisły związek z ziemią, a nawet unosić ponad powierzchnią niczym odległe ogromne latające spodki.  Najbardziej znaną jest Isla Incahuasi – Wyspa Ryby. Jej nazwa pochodzi od widoku jaki przedstawia z lotu ptaka – kształtu wielkiej skalnej ryby. Leży ona w samym centrum pustyni. Narażona na działanie słońca, upałów dnia i zimna nocy, na swoich skalnych zboczach zachowała jedynie najsilniejsze rośliny, niskie ostre trawy i kaktusy. Na wyspie znajduje się setki ogromnych kaktusów, najstarszy z nich ma ponad 900 lat i wysokość 9 metrów. Oprócz niewątpliwych walorów krajobrazowych, wyspa ma także swoje tajemnice. Podobno przez jakiś czas przybywali na niej słynni amerykańscy gangsterzy Butch Cassidy i Sundance Kids po tym jak obrabowali pociąg i musieli się ukrywać przed ścigającym ramieniem sprawiedliwości.

Wspinaczka na wulkan, koka i preinkaskie mumie

Celem pierwszego dnia nasze wyprawy, był wulkan Tunupa usytuowany na drugim końcu pustyni. Kierowca obrał azymut majaczącej w oddali góry, a następnie sunęliśmy przez 3 godziny przez białą przestrzeń. Tego dnia oglądaliśmy jeden z bardziej spektakularnych zachodów słońca. W cienkiej warstwie wody na granicy solnej tafli i stałego lądu idealnie odbijały się czerwone chmury zachodzącego słońce. Następnego dnia zaraz po śniadaniu rozpoczęliśmy wspinaczkę na wulkan. Trasa wydawała się dość prosta, jednak ze względu na wysokość (poziom 0 na niespełna: 4000 m npm, punkt widokowy: 5000 m npm) trzygodzinny marsz, nieźle dał nam popalić. Zbawienne na tej wysokości okazały się liście koki, które można tu kupić niemal wszędzie za naprawdę niewielkie pieniądze. Popularne tu niczym w Argentynie picie mate, rzucie  koki oprócz tego, że łagodzi objawy choroby wysokogórskiej, pozytywnie wpływa na nastrój oraz zaspokaja głód. Po drodze na wulkan spotkaliśmy starą Indiankę, która za 8 boliwianów pożyczyła nam klucz do jaskini z mumiami z czasów preinkaskich. W jaskini zobaczyliśmy zamiast spodziewanego zawiniątka przypominającego postać ludzką, siedem dobrze zachowanych ludzkich kościotrupów. Wszystkie wyglądały jakby śmierć porwała nagle ich ziemskie istnienia. Miejsce to, do dziś uważane jest przez miejscowych za święte. Na ciałach leżą liście koki, w miseczkach niedopalone kadzidła – znaki składanych ofiar.

{gallery}salar2{/gallery}

Flamingi

Na obszarze pasma górskiego Cordillera de Lipez znajdują się dziesiątki aktywnych wulkanów oraz liczne jeziora, które ze względu na bogactwo minerałów mienią się intensywnymi kolorami – czerwieni, zieleni, turkusów, żółci i wielu innych. Każdego roku od listopada zlatują w te rejony stada różowych flamingów. Podobno w okresie szczytowym jest ich 35 tysięcy. Występują tu trzy rodzaje: flaming Andyjskie, Chilijskie oraz tzw. flaming James. Różnią się między sobą wielkością, rodzajem zabarwienia i kilkoma innymi trudnymi do zauważenia szczegółami. Obserwacja tych ptaków oprócz niewątpliwie dużych walorów estetycznych, po pewnym czasie staje się dość monotonna. Od rana do wieczora flamingi brodzą w jeziorach i przez skomplikowany system filtrów w dziobie zaciągają wodę, aby zatrzymać jako pożywienie plankton, algi i liczne minerały. 

Bąblowe drzewo

Średnia wysokość ponad nad poziomem morza 4000 m, trudne warunki atmosferyczne – palące słońce, wyniszczająco niskie nocne temperatury, długie okresy suszy, warstwy pyłu wulkanicznego, a do tego ogromne ilości soli, pozwalają na rozwój bardzo niewielkiej liczbie roślin. Jedną z nich jest drzewo bąblaste – jak je nazwaliśmy. Prawdziwa nazwa to yareta. Roślina ta, stanowiła przez długie lata cenny surowiec opałowy. Obecnie gatunek tego drzewa jest na wymarciu. Samo w sobie jest przedziwne i długo nie mogliśmy uwierzyć, że to naprawdę drzewo. Zbita warstwa kolejnych narośli tworzy formę grupy mydlanych bąbli i zupełnie zamyka dostęp do wnętrza. Rośnie wśród skał wulkanicznych, niekiedy zdaje się zlewać z jakiejś formacji skalnej, to znów zdobi otwartą przestrzeń czerwonej zastygłej lawy. Wśród traw i kaktusów wyróżnia się intensywną zielenią swej korony. Dla nas stało się jednym z fenomenów wycieczki.

Ostatni dzień, gejzery na 5000 m npm i kąpiel w gorących źródłach

W ostatni dzień, na godzinę przed wschodem słońca siedzieliśmy już w naszym jeepie i wjeżdżaliśmy na wysokość 5000 m npm. Wszystko to, aby w blasku wschodzącego słońca oglądać tryskające w górę gejzery pary wodnej, słuchać dźwięku gotującego się błota, oraz zobaczyć w poszarpanej wybuchami ziemi wrzące kolorowe kałuże mineralnej mazi. Zaraz potem udaliśmy się do oddalonych o 30 minut drogi gorących źródeł. Tuż na granicy jeziora, w którym brodziły setki flamingów, z przyjemnością zanurzyliśmy nasze zmarzłe ciała i wspomnieliśmy trzy ostatnie dni, podczas których widzieliśmy jedne z najbardziej niesamowitych krajobrazów w naszym życiu.  

Tekst: Edyta Moczulska i Wojciech Wójcik

Foto: Wojciech Wójcik

Więcej zdjęć i reportaży na stronie http://www.latynoameryka.pl/

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.