Gotowanie żaby po polsku

… czyli dlaczego lubię wracać do Polski. Siedzę w pralni w Hamburgu i piszę ten tekst. No właśnie, czemu warto? Na pewno nie dla polityków, choć czasem warto popatrzeć na dobry kabaret, a tego ostatnio nie brakuje, mimo, że przedawkowanie może grozić czkawką lub kalectwem. Chyba warto wracać z ciekawości. Tak, z ciekawości.

Nie bez przyczyny w tytule znalazła się ta żaba. Określenie lub syndrom zapożyczony z przyrody. Jeśli wrzucimy żabę do gorącej wody to od razu wyskoczy, bo odczuje nagłą zmianę temperatury. Jeśli zaś żabę wrzucimy do zimnej wody i powoli zaczniemy ją podgrzewać to ugotujemy żabę “na twardo” przy całkowitym braku reakcji ze strony żaby. Tak samo i my, ci, którzy mieszkają, przebywają lub podróżują za granicą, są po powrocie jak ta żaba wrzucona do wrzątku. Reagujemy ostro i szybko. Na własnej skórze możemy się przekonać jak nas “gotują” w kraju. A, że mamy większą siłę przebicia, więc możemy w pozytywny sposób zmieniać nasze krajowe otoczenie.

Z czego wynika ta podwójna optyka postrzegania Polski tam i tu? Słuszne wydaje się stwierdzenie, iż problem polega na tym ze patrzymy na to samo, ale widzimy co innego. Przykład? Proszę oto on. Zdanie zbudowane z tych samych słów, ale o zmienionej kolejności. “Podoba mi się to, co widzę “– i –“Widzę to, co mi się podoba”. Nieprawdaż ze przestawienie słów daje wiele do myślenia. Tak samo też jest i z nami.

Ten, kto zna obce kraje potrafi ocenić własną ojczyznę. Kipling napisał: “Ten, kto zna tylko Anglię nie może Anglii kochać”. I chyba to jest ten złoty środek. Siedzę dalej w tej pralni i ku memu wielkiemu zaskoczeniu pisze mi się całkiem nieźle. Czyżbym musiał to miejsce okrzyknąć “kącikiem pracy twórczej”? Ale wracajmy do tematu, bo gdzieś nam uciekł. Dlaczego wracać? Po pierwsze – z ciekawości. Po drugie, aby to co nam nie odpowiada zmienić i wreszcie po trzecie, aby sprawdzić prawdziwość powiedzenia Kiplinga.

Czy mogę wypisywać takie komunały? Stare powiedzenie marynarzy głosi ze ryba i marynarz nie mają narodowości. A ja właśnie jestem marynarzem. Takim bezpaństwowcem. Od ponad 20 lat podróżuję po świecie i napełniam swój worek marynarski obrazami innego świata, raz lepszymi, a raz gorszymi. Ale zawsze innymi. Wiele razy udało mi się przepłynąć przez tęczę na jej drugą stronę. Niestety nie znalazłem tam ani tchórzliwego lwa, ani cynowego drwala. Spotkałem za to swoją Dorotkę (moja żona ma na imię Dorota), dla której chcę wracać do kraju.

I chyba ta przedziwna mieszanka ciekawości, chęci naprawy i pragnienie bliskości z drugą osobą gna mnie do domu. Wracam i zmieniam otoczenie na lepsze. Można to zrobić i warto to zrobić. Serdecznie polecam. A gdyby ktoś podejrzewał mnie o jakiekolwiek inklinacje ku określonej opcji politycznej to z przyjemnością zaprzeczę i odśpiewam Młynarskiego “Róbmy swoje, panowie róbmy swoje”. Muzyka łagodzi obyczaje.

Captain Jack

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.