Skóra na Niedźwiedziu

Kupiłem telewizor. Dobra. Niby nic, ale do tej pory byłem szcześliwym nieposiadaczem niczego. Niczego mieć nie chciałem. W sensie zakupowo – przedmiotowym. Zawsze uwielbiałem zmęczenie przedmiotów, kochałem to uczucie kiedy patrząc, dla przykładu, na buty rozmyślałem na tym dokąd mnie zaniosły, gdzie były. Nie lubię pozbywać się rzeczy, tak samo bardzo jak nie przepadam za nowymi.

Lubię kiedy z mojego mp3 raz po raz wysypują się drobinki piasku z polskich plaż. Lubię patrzeć na zaparkowane w korytarzu trapery, których nigdy nie umyłem z czerwonego błota Iguazu. Patrzę w lustro i cieszę się widząc czas. Kocham historię, adoruje tożsamość.

„Z niczego nie rezygnuj, do niczego się nie przywiązuj”. Pamiętam to zdanie jak dziś i nawet czasem zapominam, że to nie ja je pierwszy powiedziałem. Kiedy w mojej okolicy było kilka włamań, zacząłem zabierać swojego prywatnego laptopa do pracy, żeby miec spokojną głowę. Nie żebym się przejmował jego wartością, ale zawartość jest dla mnie cenna. Cała reszta jest nieżywa jak śpiewał kiedyś chyba Kazik Staszewski. Nieżywa jest. Martwa natura powiedzieć by się chciało. Ale to trochę się mija z prawdą. Martwa tak. Ale natura to nie jest.

Te wszystkie portfele, telewizory i lodówki. Ta cała gama niezbędnych przedmiotów codziennego użytku. Ta galeria pełna rzeczy użytkowych. Pełna pustki. Zawsze mnie przerażał los ludzi uwikłanych w zakupy sprzętów i sprzęcików. Tych, którzy hobbystycznie chodzą na zakupy, którzy całymi rodzinami co niedzielę spotykają się w centrach handlowych. Tych, którzy kolekcjonują markowe siatki.

Tymczasem właśnie ja, znalazłwszy się w sklepie, po raz pierwszy od kilku miesięcy, kupiłem wielkie ciekłokrystaliczne „cacko” i… popadłem w depresję. Nie wspominam już o potwornym zdziwieniu wszystkich znajomych i przyjaciół, którym od zawsze prawiłem że nie oglądam telewizji. Niewiele się w sumie zmieniło. Nadal nie oglądam. Przez pierwsze dwa dni z „Nim” nie miałem nawet kabla antenowego. Ale nie chodzi o detale. Może i to brzmi śmiesznie, ale dla mnie mój zakup to swego rodzaju sprawdzian egzystencjalny.

Ten telewizor to już nie tylko martwa natura. To przeciwnik, którego zaprosiłem do domu na partię szachów. To jest pojedynek między mną a „Nim”. Między Mieć a Być. Od kilku dni patrzę nań i spędza mi sen z powiek. Walczę. To próba sił. Ja vs Telewizor. Nie wiem jak będzie dalej. Ale powoli zaczynam wierzyć, że mój wielki strach przed zapadnięciem w letarg zakupowicza, mój wielki strach przed decyzją posiadania czegoś nie miał swojego uzasadnienia. Wierzę, że przedmioty nie są w stanie zmienić czyjegoś jestestwa. Nie sprawią same z siebie, że ktoś uda się w sen salonowy, zakrapiany piwem i posypany okruszkami czipsów, że otuli się sklepowymi katalogami.

Telewizor stoi, ja tymczasem czuję ekscytację taką, jaką jedynie Wolny Człowiek jest w stanie poczuć. Ja jutro wstanę i pójdę, a On zostanie.

kamil@opinia.co.uk

Kamil Chechłacz, Dublin, 10-09-2007

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.