Wywiad z Justinem Avothem

Mamy przyjemność przedstawić prawdziwą gratkę dla miłośników teatru – Rozmowę z Justinem Avothem, który odgrywał rolę Jacques’a w Szekspirowskim „Jak wam się podoba” – produkcji Teatru Curve, w reżyserii Tima Supple. 

Co Cię przyciąga do twórczości Szekspira?

JA: Od wczesnych lat mam bardzo osobisty stosunek do Szekspira. Mój ojciec był aktorem i często nagrywał fragmenty z jego sztuk. Pamiętam szczególnie te z Juliusza Cezara i Henryka V. Później odtwarzał je mnie i mojemu bratu na starym magnetofonie szpulowym, abyśmy mogli w pełni docenić piękno języka. Szekspir zawsze w jakiś sposób towarzyszył mi w życiu, a jego język nigdy nie brzmiał obco, choć na innych może sprawiać takie wrażenie. Chyba właśnie fakt, że zacząłem obcować z językiem Szekspira we wczesnym wieku sprawił, że tak bardzo go lubię.

Jak mógłbyś porównać rolę Jacquesa do innych szekspirowskich ról, które zagrałeś?

JA: Myślę, że jest fascynująca i ciekawa pod względem technicznym, ponieważ w sztuce „Jak wam się podoba”, Jacques i głupiec Touchstone są jedynymi postaciami od początku wymyślonymi przez Szekspira. Nie mają one pierwowzoru w materiale źródłowym, czyli powieści Thomasa Lodge’a. W tamtych czasach miejskie życie uważane było za znacznie atrakcyjniejsze od dworskiego. Szekspir stworzył więc te dwie postacie, by zestawić w sztuce dwa światy – świat miasta i dworu, dzięki czemu zadrwił z idyllistycznej wizji życia w mieście. Z jednej strony to zabawne, ponieważ ma się nieodparte wrażenie, że Jacques to postać z innego świata lub innej sztuki. Trudne jest natomiast to, że pojawia się on stosunkowo późno w całej historii reprezentując sobą zupełnie odmienną stylistykę. To mi się podoba – uwydatnienie tej inności w czasie gry jest fascynujące.

 

Wywiad z Justinem AvothemJakie cechy wniosłeś do postaci Jacquesa?

JA: Sztukę widziałem dwukrotnie: w Stratfordzie i Sheffield około dziesięć lat temu i podobały mi się obie produkcje. To, co zauważyłem w odniesieniu do postaci Jacquesa to niebezpieczeństwo, że stanie się on bezcielesną oracją – monolog o siedmiu etapach jest tak znany, że mógłby istnieć niezależnie od sztuki. Zawsze chciałem tchnąć w tę postać trochę więcej życia, uczynić ją prawdziwym człowiekiem, który przypadkowo wypowiada tę słynną kwestię – bardziej jako spontaniczną myśli, niż arię samą w sobie. To, co lubię najbardziej w rzemiośle Tima Supple to fakt, że pracuje on nad całością, a postać Jacquesa jest jednym z aspektów interpretacji sztuki. Chodzi o to, że, podobnie jak inne postacie w lesie Arden, Jacques próbuje wyciągnąć wnioski i nauczyć się czegoś z sytuacji, w której wszyscy się znaleźli. W innych produkcjach, które widziałem, była to postać bardziej bierna, cyniczna. Komentuje wydarzenia, ale się nie rozwija i nie angażuje w ich bieg. W tej produkcji, w której wykonuję między innymi taniec rogacza – z porożem jelenia na głowie smaruję się krwią i tarzam po scenie – myślę, że to naprawdę żywy element sztuki, dotąd nie do końca wykorzystany. Jacques rzeczywiście wyciąga wnioski ze swoich doświadczeń w lesie i obcowania z ludźmi, których tam spotyka.

W jaki sposób zmierzyłeś się z jednym z najbardziej pożądanych zadań aktorskich, czyli ze słynnym monologiem “cały świat jest sceną”?

JA: To ciekawe, ponieważ Szekspir nie mógł przecież wiedzieć, że akurat ta kwestia stanie się sztandarowa. Co śmieszniejsze, pada w połowie zdania, więc każdy jest zaskoczony, gdy się pojawia. Stwierdzenie nie jest osłonięte wysokim murem, nie leży też na miękkiej poduszeczce, czego można się spodziewać po tak doniosłym tonie wypowiedzi. Pojawia się nagle tuż po tym jak Duke mówi o świecie, w którym żyjemy i o ciężkich czasach, jakich doświadczamy. Wtedy właśnie słyszymy tę kwestię. Jeśli zna się rytm sztuk Szekspira i potrafi się na nie otworzyć, kwestia rozkwita i nabiera nowego wymiaru. Później już bardzo szybko włączasz się w sztukę. To coś jak poszukiwanie obrazów, ale nie tych wyuczonych czy już gdzieś opisanych, a szybkie przywoływanie własnych – tych, które przychodzą spontanicznie.

Tak samo jest z rytmem zmieniającym się w każdym z przedstawianych etapów, które następują po sobie zawsze w pół zdania, nie ma więc czasu, aby się nad nim zastanawiać, czy pozwolić mu okrzepnąć. Fabuła sztuki szybko przechodzi od małego dziecka do ucznia. Widzowie poznają ten wspaniały aspekt postaci Jacquesa, który stoi w niemal całkowitej sprzeczności do jego melancholii. W rytmie sztuki mieści się wszystko, także ogromna kreatywność. Nie stanowi to żadnego problemu, choć myślałem, że tak będzie. Dwa lata temu, kiedy zagrałem Hamleta, miałem pewne wyobrażenia o tej postaci. W ten sam sposób można odnieść się do postaci Jacquesa, który wydaje się być głównie pogrążony w swojej melancholii i nic poza tym. A tak naprawdę, gdy rozpacza nad zranionym jeleniem, jest pod takim wpływem swojego pierwszego pana, że sam doskonale tworzy aurę smutku, nie trzeba się już więcej rozwodzić nad kwestią melancholii. Jest w lesie i z czymś się boryka. To zabawne, bo właśnie tak jak w Hamlecie z jego „być albo nie być” czujesz jakbyś stawał się na tę chwilę zupełnie inną osobą, a to dziwne uczucie. Tak samo się dzieje z siedmioma etapami. W trakcie tej sceny zdaję sobie sprawę, że wkraczam na teren, na którym byli już inni aktorzy. Jednak ze względu na jej strukturę jestem w stanie poradzić sobie z tym uczuciem wykraczając poza poziom tej niepomocnej świadomości.

 Jak pracuje się przy produkcji reżyserowanej przez Tima Supple?

JA: Rewelacyjnie. Nigdy wcześniej z nim nie współpracowałem, ale to fantastyczny reżyser. Ciężko pracuje od 9.30 rano do 9.30 wieczorem z kilkoma krótkimi przerwami w międzyczasie, jest oddany pracy bez końca i każdy z obsady to widzi. To piękne, że to nie jest oddanie samemu sobie, czy własnej karierze – on próbuje zrealizować sztukę tak dobrze jak to tylko możliwe i myślę, że każdy, kto go poznaje, od razu to wyczuwa. Oznacza to, że wszyscy pracują razem. U Szekspira są wątki wiodące i takie, które pozwalają się skupić na opowieści, ale autor nie tworzy w sztuce żadnych postaci bez konkretnego i istotnego powodu, zatem wszyscy jesteśmy ważni i razem pracujemy nad realizacją sztuki.

Na jak wiele własnego wkładu w postać pozwala Ci Tim w odniesieniu do scenariusza?

JA: Wydaje mi się, że w tej sztuce Tim od samego początku czuł, że zróżnicowanie leśnych postaci jest bardzo istotne, a także to, w jaki sposób zachowują się w konkretnych sytuacjach. Tim jest świetnym reżyserem i nigdy nie udaje, że wie wszystko, mimo że jego wiedza jest ogromna. Zawsze jest otwarty na inwencje i sugestie całej ekipy, Tim nie ma ambicji, żeby znać z góry odpowiedzi na wszystkie pytania, tak więc pole do eksperymentów jest ogromne. Jest naprawdę wspaniały. Dla przykładu – w ramach przygotowań uprawialiśmy jogę. Nie dlatego, że efekt tych działań byłby widoczny w późniejszej produkcji, ale z powodu chęci przekazania nam treści scenariusza, który był odtwarzany przez nasze ciała w bardzo subtelny sposób. Pracowaliśmy również wiele nad głosem, aby później móc swobodnie werbalizować scenariusz bez krzyczenia na scenie. Przekładaliśmy także tekst sztuki na współczesny angielski, tak by dokładnie wiedzieć o czym mówimy. Tim jest niezwykle precyzyjny w kwestii dobierania odpowiednich słów – nie machinalnie, ponieważ rytm sztuk Szekspira stwarza okazje do mimowolnego przeoczenia fragmentów tekstu. Tim także skłonił nas do tańczenia części sztuki, aby ułatwić nam fizycznie wyrażanie się, bo język to nie tylko głos, ale także fizyczność całego ciała.

Grałeś na deskach Globe znanego ze spartańskiego wystroju, a teraz w teatrze Curve, który posiada jedną z najbardziej technicznie zaawansowanych scen. Czy jest coś, co ekscytuje Cię w Curve? Który z tych teatrów bardziej Ci odpowiada?

JA: Globe jest naprawdę fantastycznym miejscem do pracy, ale trudno jest tam rozróżnić poszczególne postacie, mimo, że elżbietańskie kostiumy są bajeczne, a sposób ich wykonania wręcz zdumiewa. Przypuszczam, że z czysto wizualnego punktu widzenia ciężko jest też rozróżnić status postaci. Z drugiej jednak strony można się upierać, że zadaniem aktora jest przedstawienie widzowi poszczególnych postaci poprzez sposób gry. W „Jak wam się podoba” szczególnie dobrze widać, że projekt Curve to dzieło sztuki, to jakby sztuka w pigułce. Szczerze mówiąc, nie potrafię powiedzieć, który teatr wolę. To, co w Globe sprawia trudność, jest jednocześnie tak ekscytujące. Publiczność nie jest niczym ograniczona, trzeba więc sporo uwagi, by utrzymać jej koncentrację. Ale to niesamowite uczucie, trochę jak granie na rozchwianych deskach. To, co mnie osobiście fascynuje to cisza i dźwięk. Rytm sztuk szekspirowskich, a także klasycznych, to eskalacja tekstu, która z kolei prowadzi do punktu kulminacyjnego emocji. Wtedy często ma miejsce manipulacja – w dobrym tego słowa znaczeniu – manipulacja ciszą, a to jest bardzo trudne do osiągnięcia w Globe. Myślę, że Curve to fantastyczny teatr. Ta sztuka jest wymagająca pod względem zaangażowania ekipy, a także technicznych możliwości sceny. I Curve świetnie daje sobie radę ze wszystkim.

Co najbardziej Ci się podoba w tej produkcji?

JA: Uwielbiam całą sztukę – sposób, w jaki Tim ją reżyseruje pozwala wręcz żyć na scenie. W przypadku klasycznej sztuki istnieje zagrożenie, że można chcieć ją choreografować – nie tylko ruch, ale tekst i przedmioty. Zdarza się, że rola jest ustalona bardzo precyzyjnie i wtedy boisz się, by nie odbiegać za daleko w zależności od tego, co czują inni ludzie lub ty sam, lub czy włączasz się w nurt sztuki, bądź też widzisz jak reaguje publiczność. Ale sposób, w jaki pracuje Tim oznacza, że słuchamy się wzajemnie intuicyjnie i reagujemy na siebie, więc gdy wchodzimy na scenę, ufamy sobie i wiemy, że wszystko zostało dopracowane. Gdy otwieramy usta i słowa wychodzą nieco inaczej, satysfakcję sprawia to, że znamy swoje role od podszewki i wszystko możemy uzasadnić – oczywiście w graniach rozsądku. Nie da się idealnie powtórzyć poprzedniego przedstawienia. Ciężko jest pracować, gdy okazuje się, że trzeba się dopasować do akustyki albo dekoracji czy kostimu. Występuje wtedy niebezpieczeństwo, że straci się część charakteru, nad którym się pracuje w trakcie prób, ale takie sytuacje nie mają w tym przypadku miejsca.

Czy poleciłbyś teatr Curve innym aktorom?

JA: Tak, to wspaniałe miejsce do pracy, z rewelacyjną ekipą, gdzie technicy profesjonalne wykonują swoje obowiązki, a przy tej sztuce mają wiele naprawdę pracy. Jest to duża produkcja, z pochyłą sceną usłaną prawdziwą ziemią. Ich poświęcenie w pracy jest fantastyczne i to jest dokładnie to, na co się liczy przychodząc do teatru. Nie wspomnę już faktu, że struktura samego budynku i audytorium są rewelacyjne. Teatr tworzą ludzie, którzy w nim pracują, a ludzie w Curve są wspaniali.

Dziękuję za rozmowę.

Martin Westall

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.