Rozmowa z Pavuem Ostrovskym

Na polskiej scenie muzycznej pojawiła się nowa, charyzmatyczna osobowość. Określany mianem „chłopaka z Marsa”, „przybyszem z innej planety” – Paweł Ostrowski. Poruszył widzów III edycji programu „Mam Talent” niewątpliwie oryginalnym wokalem i choć nie dostał się do półfinałowej czterdziestki, nie poddał się i dalej realizuje swoje plany muzyczne. Postanowiłyśmy sprawdzić co obecnie planuje i jakie niespodzianki czekają nas z jego strony.

Czy kariera muzyczna to jest to, co chcesz robić na 100%, czy masz może inne plany i priorytety?

PO: Właściwie to nie mam innych priorytetów. Dawniej bałem się o tym mówić, sam nie wiem dlaczego. Prawdopodobnie obawiałem się oceny przez innych ludzi – że jestem ubogi, bo poza muzyką w niczym nie jestem dobry, albo że zostanę rozliczony, jeśli coś nie wyjdzie. Ale muzyka jest wokół mnie i we mnie cały czas. To bardzo głębokie, silne i ważne. A kariera? Nie wiem jak się potoczy dalej. Mam pewien plan i będę starał się go konsekwentnie realizować. Chciałbym tylko, żeby brutalna przyziemność nie podcinała mi skrzydeł. Lubię latać…

Czy masz poczucie popularności? Czy zdajesz sobie sprawę, że już jakiś mały szum swoją osoba wywołałeś?

PO: Głównie w zakresie rozpoznawalności – tak. Obcy ludzie mnie kojarzą i zainteresowało się mną sporo osób, które wcześniej nie wiedziały o moim istnieniu.

Nie przeraża Cię perspektywa bycia idolem piszczących” nastolatek?

PO: Nie przeraża, bo szczerze mówiąc nie sądzę, żeby groziło mi zostanie idolem „piszczących” nastolatek.

Paveu OstrovskyJaki był Twój cel uczestnictwa w programie Mam Talent”?

PO: Celem było pokazanie kilku milionom telewidzów mojej śpiewającej twarzy. Chciałem być mniej anonimowy jako wokalista.

Czy jest artysta, na którym się wzorujesz? Idol?

PO: Za wzór postawiłbym sobie artystów takich jak David Bowie, Nina Hagen czy PJ Harvey, bo imponuje mi ich podejście do swojej twórczości i wizerunku – to, jak umiejętnie tym wszystkim żonglują.  Na kolejnych etapach kariery prezentowali niezmiennie wysoki poziom artystyczny, stale intrygując i zachowując świeżość. Z tym że podkreślam – chodzi mi o ogólne podejście. Mniej lub bardziej świadome inspiracje muzyczne zachowam dla siebie, bo nie mam zamiaru przedwcześnie wrzucać się do określonych szufladek, w końcu i tak ktoś inny zrobi to za mnie…

Często jesteś określany mianem „chłopaka z Marsa” lub porównywany do Jareda Leto. Nie przeszkadza Ci to?

PO: Raczej nie, bo przecież nie są to porównania pejoratywne. Poza tym, z tego, co się orientuję, porównania do Jareda Leto nie dotyczą kwestii wokalu, tylko wyglądu. Znam go głównie z filmów i mediów, ale szczerze mówiąc muzyka 30 Seconds to Mars jest mi zupełnie obca. Przy najbliższej okazji nadrobię zaległości i posłucham sobie… [śmiech]

Jak odbierasz pochwały i miłe słowa od zupełnie obcych ludzi? Czy boli Cię krytyka ze strony internautów?

PO: Jest mi miło, kiedy docierają do mnie pozytywne sygnały. Jeśli krytyka jest przedstawiona rzeczowo i konstruktywnie uargumentowana, to jest bardzo przydatna. Irytuje mnie jedynie krytykanctwo – ale nie boli, ani nie obraża.

Jak wspominasz współpracę z Anją Orthodox? Jak w ogóle doszło do tego, że zaproponowała Ci wspólną trasę?

PO: Pierwsze wspólne występy zaproponowała zespołowi, którego wokalistą byłem jeszcze w liceum. Później nie zajmowałem się niczym konkretnym, ale bardzo fajnie zaczął się rozwijać nasz kontakt na płaszczyźnie prywatnej, więc wspólne koncerty jesienią zeszłego roku wcale nie były bezpośrednim wynikiem mojego udziału w programie „Mam talent” – wbrew temu, co sugerowały niektóre media.

Co najbardziej Cię motywuje, pobudza do działania?

PO: Wiosna, zachwyty i wkurwienie.

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.