Tatuaże na plaże

Lato – ukochana pora roku w krajach, w których z dwunastu miesięcy ciepłe są zaledwie cztery. Gorące słońce natychmiast wabi do miejsc wypoczynku i rekreacji z nadmorskimi plażami, lub chłodzącymi akwenami, tudzież różnymi innymi zbiornikami wodnymi. Każda fala upałów rozbiera tych starszych i tych młodszych; w rzeczy samej, słoneczna uczta zaczyna się niekompletnym strojem, który obnaża znaczne obszary spragnionych witaminy D ciał.

Zrzucając coraz to więcej warstw, wraz z nimi ludzie porzucają swoje zahamowania. W słoneczne i upalne dni plaże są więc jak otwarte podręczniki do fizjologii lub i anatomii. Ludzie więksi i mniejsi, z nadwagą, lub niedowagą. Ludzie o czterech podbródkach albo jak wygłodzone patyczaki. Osoby o skórze pięknej i gładkiej, a także te, które w zmarszczkach lub luźnych fałdach mogłyby przechowywać napiwki, albo zaskórniaki. Kobiety z cellulitem i bez. Twarze i ciała, opalone i przypalone, wytatuowane oraz/lub piercingowane.

Ostatnio tatuaże stały się bardzo trendy, niektórzy uczynili z nich nawet swoistego rodzaju hobby. Jednak, gdy osoba dość mocno już wytatuowana wystawia resztki swojej skóry na słońce, wpadam w zadumę – może rzecz w tym aby słońce domalowało jeszcze swoje trzy grosze? A może plaża daje sposobność takiej wytatuowanej jegomości wyeksponowania swojej kolekcji niekiedy wątpliwej sztuki? Właśnie, a propos sztuki, lub jakości tych rękodzieł. Niektóre tatuaże są niezwykłe i wręcz wydają się łaskotać naszą wyobraźnie – „czy ten skorpion lub ta tarantula nie wyglądają jak żywe?!” Niestety, inne tatuaże wyglądają jak przypadkowo rozlany atrament, bądź jakby ich nosiciel przeżył eksplozję w fabryce farb – rozchlapane wzory niczym przyfastrygowane łaty scaliły się z kanwą ciała. Tatuaże, które powstały w warsztatach utalentowanych artystów są wyrafinowane ale i czytelne. Inne zaś, wykonane przez zaledwie czeladników sprawią, że nawet gdyby stanąć na krześle wykręcając kark w literę ę i wyzierając spode łba nie odczyta się wizerunku tego czegoś… kto wie czego.

Klasycznie tatuowane są barki, plecy, drobny ornamencik może ozdobić kostkę. Dzisiaj jednak modnie jest tatuować praktycznie każdą, bardziej lub mnie widoczną część ciała. Morze atramentu zaczyna się na kancie dłoni, a kończy, tam gdzie wstyd nawet pomyśleć. Na torsie majaczą wytatuowane twarze – zniekształcone rysy czyjegoś dziecka lub chłopaka – nie, to chyba dziewczyna?!? Ryczące lwy, zakrwawione sztylety, banalne czaszki, róże, ważki, wróżki, węże – a może syrenki? Finezyjne wzory, celtyckie misterne przeplatanki, teksty piosenek, wiersze lub zaklęcia. Przysłowia lub instrukcje z chińskich zupek… Pajęczyna, lub coś jakby mapa Wilkowyj. Głowa boli, czacha dymi, ale czasem trudno odgadnąć skąd i dokąd, a co więcej – po co, po ciele komuś wiją się te gady, czy kto wie co…

Wracając jednak na plażę, czy do frytkownicy, gdzie doprażają się ciałka i cielska, a także wytapiają tatuaże (bo te i słońce nie idą ponoć w parze). Ludzie o różnych odcieniach, zmodyfikowani przez upływający czas lub na własne życzenie, korzystają z dobrodziejstw upalnego lata i stanowią istną galerię dla siebie nawzajem. Osobiście zadziwiają mnie ci mocno wytatuowani, z jednej strony są godni podziwu, ponieważ wyzwolili się z jarzma pewnych przesądów i zasad, z drugiej zaś, zastanawiam się jak będą wyglądali za kilka dekad, gdy ich skóra zwiotczeje, a rozstępy bardziej jeszcze zniekształcą te swoistego rodzaju ekslibrisy, czy może jednak bardziej cielesne graffiti…

Izabela Dixon

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.