Wirtualne przestrzenie

Czym jest rzeczywistość i co o niej stanowi? – od stuleci głowią się wielcy filozofowie. Czym jest teraz, czym jest prawda, a czym osnowa życia? Wiele twierdzeń, osądów, ciągów logicznych i rozważań; a priori czy a posteriori – ni tak, ni siak. Ostatnio zasłyszałam teorię, której autor utrzymuje, że wszyscy żyjemy w matriksie – już słyszę westchnienia miłośniczek Keanu Reeves! Niestety, drogie panie, według owej teorii podobno ta nasza rzeczywistość jest niezbyt rzeczywista, nawet jeśli wydawałoby się, że pan Keanu jest namacalnym osobnikiem z krwi i kości.

Abstrahując od miłej aparycji matriksowego bohatera i wracając do wspomnianej teorii, ten pogląd na nasze przebywanie w matriksie jest dość intrygujący, szczególnie gdy w naszej rzeczywistości wydają się dominować przestrzenie właśnie wirtualne. Mamy bowiem wirtualne media, przyjaźnie, możemy ubiegać się o pracę przez wirtualne agencje, możemy wysłać komuś wirtualną kartkę, pogłaskać wirtualnego zwierzaczka, lub rozpocząć wirtualnie związek. Niektórzy praktycznie żyją w wirtualnych przestrzeniach – blogach. Słyszałam, że są osoby które mają „bogate” wirtualne intymne życie, cokolwiek to znaczy – szczegółów nie chcę znać, tym bardziej ich sobie wyobrażać.

Jak to się wszystko jednak ma do rzeczywistości? Właściwie to nie wiem. Internet zdecydowanie, acz ukradkiem zawładnął światem, a upływający czas, czy może rdzewiejące już moje synapsy zacierają wspomnienia z czasów PRZED – nazwijmy ten czas umownie Before the Internet czyli BI. Kiedyś w tamtej rzeczywistości (BI) – jeszcze nie wirtualnej wszystko było realnie namacalne… Chodziliśmy na pocztę, wysyłaliśmy listy, ba!, pisaliśmy listy trzymając w dłoni pióro lub długopis – WOW! Wszystko kupowaliśmy w sklepach, jeśli było co kupować. Spotykaliśmy się z przyjaciółmi, wtedy nigdy nie zakłócał tych spotkań dzwonek telefonu komórkowego – to były czasy! Nasze życie było REALNE, DOTYKALNE, i tacy też byli nasi wrogowie.

W wirtualnych przestrzeniach jest inaczej. Nasza życiowa płaszczyzna przenika się z wymiarem przeliczanym na gigabaity. Mamy wirtualne konta – nawet bankowe, wirtualne gry i zabawy, wirtualne fora i kontrahentów, wirtualnych przyjaciół (przeliczanych na sztuki), tych mamy dzięki Facebook’owi (Facebook – Twarzowa Książka – tłumaczenie własne), Twitter’owi (Twitter – Ćwierkacz – tłumaczenie własne), oraz dzięki innym „serwisom społecznościowym”. Mamy cyber sex i cyber crime, a jednocześnie cyber security lub ogólnie cyber power. W przestrzeniach wirtualnych można zdobywać wiedzę i walczyć z nieprawością. Można też żyć poza prawem lecz szukać oświecenia. Można również zmienić swoją tożsamość z bardziej lub mniej moralnie poprawnych powodów – wirtualna moralność wprowadza nas w zadumę, przeraża lub zdumiewa, dla innych Wirtualna Moralność Rules!

Internet i jego wirtualna oferta nie jest jednak dla wszystkich. Ta ekspansywna lub wręcz imperialistyczna technologia potrafi według opinii niektórych napotkanych przeze mnie osób ranić i grabić. Znam ludzi, którzy nienawidzą Internetu i ograniczają sobie do niego dostęp ponieważ w ich mniemaniu ta technologia pozbawiła ich, na przykład, pracy lub godności. Znam osoby pokaleczone, gdy stały się ofiarami Internetowego ataku, który pozbawił ich: reputacji, pozycji, miłości, radości lub który zamienił jakiś inny aspekt ich życia w skandalizujący, upadlający tudzież temu podobny demoralizujący epizod.

Stąd nasuwa się pewne pytanie – czy przestrzeń wirtualna może mieć rzeczywiste konsekwencje. Bez wątpienia tak. Przestrzenie przenikają się i podobnie jak w matriksie, gdy zabije się duszę umiera i ciało (lub choćby jakaś cząstka tego ciała czy osoby). Konsekwencje są więc realne. Zastanawiam się jednak czy to całe zło należy przypisywać technologii, której jesteśmy uczestnikami. Tu zdecydowanie odpowiem nie. Logika jest prosta – zawsze z drugiej strony klawiatury, myszy, touch-pada jest osoba i jej dłoń. Co więcej, są też jej intencje. To nie technologię powinno się obwiniać lecz nas samych, w których rezydują dobre i złe „duchy”. To my mamy zdolność do zarówno zadawania bólu jak i do czynienia dobra. To my tworzymy nasze przestrzenie, wirtualne lub rzeczywiste, to właśnie my jesteśmy Sentinelami w naszym matriksie – nasze przestrzenie należą do nas i zależą od nas. Nie sądźmy więc niewinnej technologii, dzięki której nasz świat stał się obszerniejszy i bardziej przestrzenny. Obawiajmy się raczej knowań, dwulicowości i fałszu w przestrzeniach, w których rezydujemy, niezależnie czy będą to przestrzenie rzeczywiste, czy też wirtualne. A tak na marginesie… just follow the white rabbit!

Izabela Dixon

 

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.