„Niepewność czyni mnie perfekcjonistą” – rozmowa z Arjenem Lucassenem

Fani mistrza Arjena Lucassena i anielskiej Anneke van Giersbergen nareszcie mieli okazję usłyszeć ich razem na scenie. Zbliżająca się premiera ich wspólnego projektu The Gentle Storm okazała się świetną okazją do zorganizowania niewielkiej trasy akustycznej po Europie. Nic dziwnego, że część koncertów została niemal natychmiast wyprzedana. Było jasne, że koncerty w ramach trasy będą magiczne i niezapomniane, ale atrakcji było więcej: dwie godziny doskonałego piękna, perfekcji i dreszczy na całym ciele. W wywiadzie udzielonym Opinii przed koncertem w Berlinie, Arjen Lucassen podzielił się swoimi przemyśleniami na temat trasy i zbliżającego się wydania nowej płyty.

Jesteś znany głównie jako artysta studyjny, a tu proszę – widzimy Cię na scenie. Co sprawiło, że zdecydowałeś się na koncerty?

AL: Anneke mnie przekonała. W tej chwili jestem kłębkiem nerwów i nie znoszę tego stanu, ale jak Anneke prosi, to co innego można jej odpowiedzieć? To najlepsza wokalistka na świecie. Próbowałem jej odmówić. Tłumaczyłem, że mnie zna i wie, że nie chcę grać na żywo, ale powiedziała, że to będzie tylko kilka koncertów. Zaczęło się więc od czterech i pomyślałem, że dam radę. Później jednak te cztery koncerty zostały wyprzedane i okazało się, że będzie ich więcej. Maile, które zaczęły spływać do mojej skrzynki pocztowej stały się przyczyną najprawdziwszych sennych koszmarów. Raz śniło mi się, że stoję na scenie kompletnie nagi! To było straszne. W końcu poprosiłem, by usunięto mój adres z rozsyłanej poczty. Ostatecznie zostałem poinformowany, że trasa jest ustalona i obejmuje jedenaście koncertów, ale dla mnie nie było już odwrotu. Dziś gramy szósty koncert. Myślałem, że na tym etapie nie będę już tak zdenerwowany, ale jednak ciągle jestem spięty.

Anneke van Giersbergen i Arjen Lucassen, foto Phil Vossen

foto Phil Vossen

Nie powinieneś – to z pewnością będzie Twój kolejny ogromny sukces.

AL: Tak, ale jestem perfekcjonistą i każdy, nawet najmniejszy błąd, doprowadza mnie do szału.

Album The Diary składa się z dwóch płyt: GentleStorm. Dlaczego zdecydowałeś się na dwie płyty zamiast jednej? Nie byłoby łatwiej?

AL: To było wyzwanie – zawsze ich szukam. Na każdej kolejnej płycie staram się robić coś nowego. Coś, czego wcześniej nie próbowałem. Tym razem zapytałem fanów na Facebooku co chcieliby usłyszeć na następnej płycie i dałem im wybór między czymś ciężkim w stylu Star One, klimatycznym jak Ambeon, i folkowym. Większość wybrała ciężkie brzmienie, ale wiele odpowiedzi wskazało też na folk. Doszedłem do wniosku, że faktycznie mogę zrobić coś ciężkiego i jednocześnie folkowego, ale mogę też zrobić dziesięć piosenek na dwa zupełnie różne sposoby: ciężki, patetyczny, z orkiestrą, i folkowy. Pomyślałem wtedy o stopniu trudności – wcale nie jest łatwo zrobić piosenkę w dwóch wersjach. To było właśnie wyzwanie, którego szukałem.

Gentle Storm - The Diary

Prawdopodobnie jesteś już zmęczony opisywaniem tego krążka i nie zamierzam Cię o to prosić, ale chciałabym zapytać, co sam lubisz najbardziej w tej płycie.

AL: Uwielbiam koncept Złotego Wieku Niderlandów, bo dużo można z nim zrobić od strony wizualnej. Uwielbiam sztukę tej epoki, np. Rembrandta i innych malarzy. Uwielbiam całą tę atmosferę. To mój pierwszy album, którego koncept opiera się na historii miłosnej, co rzecz jasna, znów jest pomysłem Anneke! Nigdy tego wcześniej nie robiłem, więc to dla mnie kolejne wyzwanie. Powiedziałem Anneke, że jeśli już robimy historię miłosną, to ma mieć dramatyczne i smutne zakończenie. To opowieść o Holandii, a zarówno Anneke jak i ja stąd pochodzimy. Podoba mi się, że wszystko na tej płycie jest bardzo prawdziwe. Całe instrumentarium – nie ma żadnych komputerów ani syntezatorów, tylko żywe instrumenty. Wszystko tu sprawia wrażenie, że jest prawdziwe – to właśnie lubię w The Gentle Storm.

Płyta ukaże się już niedługo. Jesteś bardziej podekscytowany czy wystraszony na myśl o reakcjach słuchaczy? Naprawdę uważasz, że płyta może się nie spodobać?

AL: Jedno i drugie! Zawsze się denerwuję. To dziwne, bo zawsze jak pracuję nad jakąś płytą, jestem przekonany, że to najlepszy album jaki dotąd zrobiłem i chcę, żeby ludzie natychmiast mogli go usłyszeć. Później dostaje go wytwórnia i czekam trzy miesiące, bo w tym czasie trzeba skończyć prace nad okładką, wytłoczyć płyty, wypromować album. Są jeszcze wywiady, które trzeba zrobić odpowiednio wcześniej, bo niektóre magazyny mają dwa miesiące na złożenie wydania. Pozostają wtedy trzy miesiące czekania, a wtedy cała moja pewność siebie leci na łeb, na szyję. Staję się coraz bardziej niepewny. W momencie, kiedy płyta wychodzi, jestem już zupełnie zdołowany, a po pewności siebie zostaje tylko wspomnienie. To dobrze, bo gdy pojawiają się pozytywne recenzje, to stawiają mnie z powrotem na nogi. Tak jest lepiej, bo niepewność czyni mnie perfekcjonistą.

Sukces cieszy wtedy jeszcze bardziej.

AL: To prawda, bo jak myślisz, że płyta jest świetna, ludzie będą ją uwielbiać, i rzeczywiście tak jest, to dostajesz to, czego oczekiwałeś, ale jeśli nikomu się nie podoba, to i tak w końcu spadniesz z wysoka. Ja wolę zaliczyć dół, ale później pójść do góry i tam już zostać.

Ed Warby gra na perkusji niemal na każdej Twojej płycie. Doskonale słyszę dlaczego to na niego zawsze pada Twój wybór, ale chcę zapytać co dla Ciebie jest najfajniejsze w nagrywaniu z Edem.

AL: Ed jest muzykalnym i inteligentnym perkusistą. U niego gra nie polega tylko na rytmie, on słucha piosenki i linii wokalnej. Nie szaleje za bębnami, ale słucha co się dzieje w piosence i wie, czego w niej potrzeba. Uwielbiam to w Edzie. Jest mądry i potężny, a ja bardzo lubię to połączenie, bo jest naprawdę wielu bezmyślnych perkusistów. Ed ma doskonałą technikę, i to też jest świetne, ale ma też wyczucie i potrafi słuchać – być może dlatego, że sam jest muzykiem. To wszystko sprawia, że jest tak dobry.

Muszę zapytać Cię o moją płytę wszech czasów: Guilt Machine. Ciekawa jestem co Ty sam sądzisz o tym krążku.

Arjen Lucassen, foto Phil Vossen

foto Phil Vossen

AL: Sam go uwielbiam. Przez jakiś czas go nie słuchałem. Któregoś dnia poszedłem biegać i pomyślałem, że posłucham Guilt Machine. Wtedy mnie uderzyło: „O mój Boże… o mój Boże, to jest świetne!” – pomyślałem tak o własnej muzyce! Wróciłem do domu i zrobiłem coś bardzo aroganckiego – napisałem na Facebooku: „Już zapomniałem jak dobra jest ta płyta, a jest naprawdę doskonała!”. Ale nie poradziła sobie na rynku. Nie sprzedała się.

Ale przecież ta płyta jest genialna!

AL: W porównaniu do Ayreon, zupełnie jej nie poszło. Wydaliśmy ją w innej wytwórni, więc może nie spisali się tam w kwestii promocji. Bardzo bym chciał nagrać drugą płytę, ale co jeśli ta się kiepsko sprzedała i niewielu ludzi czeka na następną? Tak czy inaczej jest grupka, która lubi tę płytę i na pewno polubiłaby kolejną. Może o to chodzi. Guilt Machine mógłbym opisać jako płytę kultową – to chyba dobre określenie.

Co jest Twoim największym marzeniem? Co chciałbyś jeszcze osiągnąć w kwestii muzyki?

AL: Chodzi o małe kroczki. Całe moje życie jest złożone z małych kroczków w stylu „chcę grać na gitarze” – ok, mały kroczek. „Chcę zagrać koncert” – mały kroczek. „Chcę nagrać płytę” – mały kroczek. Nie mam jakichś wielkich marzeń. Każdym następnym jest kolejna płyta. Tak jak już mówiłem na początku, ciągle szukam nowych wyzwań, ale także w odniesieniu do płyt. Nie myślę kategoriami, że któregoś dnia chciałbym zrobić to czy tamto. Każdy nagrany przeze mnie album to wyzwanie.

A na koniec: czy mógłbyś opowiedzieć naszym Czytelnikom coś o swoim bracie? [śmiech]

AL: [śmiech] Masz na myśli Gjalta? To mój starszy brat. Jest między nami 3,5 roku różnicy. Kiedy byliśmy dziećmi, ciągle mi dokuczał, a ja go szczerze nie znosiłem! Był ode mnie silniejszy i większy. A także inteligentniejszy – świetnie radził sobie w szkole. W wieku siedemnastu lat był już na uniwersytecie, a później został nauczycielem. Tymczasem ja wyleciałem ze szkoły m.in. za zbyt długie włosy. We wszystkim był ode mnie lepszy. Później zacząłem tworzyć muzykę, ale on dalej mi dokuczał, że wyjdę na scenę, a pod nią będzie najwyżej dziesięć osób. Ale kiedy wystartowałem z Ayreon, wtedy zaczęło mu się podobać! Był zaskoczony, że muzyka jest tak dobra, a ja odniosłem sukces. Chwalił się wtedy, że jego młodszy brat robi karierę jako muzyk, którego twórczość mu się podoba! Dlatego na swojej pierwszej płycie zażartowałem z Gjalta w podziękowaniach. I to się stało tradycją – na każdej płycie jest żart dotyczący Gjalta. W tej chwili biorę na nim odwet, ale przyznam szczerze, że teraz jest moim najlepszym przyjacielem. Dzwonimy do siebie średnio dwa razy w tygodniu. Sytuacja się odwróciła, bo stał się fanem mojej muzyki. To on mi mówi, że napisano nową recenzję, pojawił się o mnie artykuł i że słyszał to czy tamto na Youtube. Wszystko bacznie obserwuje. W tej chwili jest moim przyjacielem, ale kiedyś było inaczej.

Serdecznie dziękuję i życzę Ci powodzenia dziś na scenie!

AL: Dziękuję!

Anna Jankowiak

Serdeczne podziękowania dla Haavarda Holma za okazaną pomoc.

Zdjęcia z koncertu udostępnione dzięki uprzejmości Phila Vossena.

Teledysk Gentle Storm do piosenki „Heart Of Amsterdam z płyty „The Diary”.

Arjen Lucassen

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.