Ślady olbrzyma na piasku – rozmowa z prof. Ellen Bialystok z York University w Toronto

Nie było żadnego powodu, aby myśleć, że dwujęzyczność może mieć jakikolwiek wpływ na pamięć – mówi prof. Ellen Bialystok z York University w Toronto w specjalnym wywiadzie udzielonym serwisowi „Wszystko o dwujęzyczności”. Z badaczką, która jako pierwsza sformułowała tezę o dobroczynnym wpływie dwujęzyczności na demencję rozmawiają Zofia Wodniecka i Karol Chlipalski.

Kiedy wpadła Pani na pomysł, aby zająć się naukowo dwujęzycznością?

EB: Pomysł rodził się stopniowo. Zajmowałam się naukowo nabywaniem języka przez dzieci i tym, w jaki sposób proces ten może zostać wytłumaczony z perspektywy psychologii poznawczej. Już po doktoracie pracowałam nad badaniem związanym z nabywaniem drugiego języka. Był to koniec lat 1970., było wtedy bardzo niewiele badań poświęconych temu tematowi. Uczestnictwo w tych pracach dało mi sposobność, aby przemyśleć sobie, czy to, co wiemy o nabywaniu pierwszego języka, może mieć zastosowanie w przypadku nauki drugiego. Muszę dodać, że nikt wtedy jeszcze nie zajmował się tym tematem.

A kiedy zorientowała się Pani, że z dwujęzycznością może być związanych wiele korzyści?

EB: Działo się to stopniowo. Ważne są dwie rzeczy: pierwsza dotyczy kontekstu, w jakim rozpoczynałam moje badania nad dwujęzycznością. Kontekst ten miał wówczas już stuletnią historię i sprowadzał się do tego, że dwujęzyczność jest problemem; sprzyja dezorientacji u dzieci, stanowi dla nich ciężar, powoduje, że nie są one w stanie nauczyć się żadnego z języków naprawdę dobrze. To była powszechna opinia. I ze względu na tę powszechną opinię, a także na fakt, że rodzice zawsze chcą jak najlepiej dla swoich dzieci – tak było, jest i zawsze będzie – większość z nich podejmowała decyzję, żeby nie mieszać im w głowie i tak nimi pokierować, aby przyjęły tylko jedną kulturę. Tak po prostu wtedy myślano. Ten punkt widzenia był – i wciąż jest – wspierany i upowszechniany przez wielkie instytucje, organizacje zawodowe. Nauczyciele, terapeuci, logopedzi, lekarze, wszyscy mówią rodzicom, gdy tylko pojawią się jakieś niepokojące objawy: „Oh, to wszystko przez tę dwujęzyczność, musicie ułatwić dziecku życie, upraszczając jego sytuację językową”. Przyjmowałam to do wiadomości, nie było wówczas moim celem polemizowanie tą opinią.

Z drugiej strony, na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, wielką karierę robiło przekonanie, że świadomość metajęzykowa – samowiedza na temat języka – jest kluczowa przy nauce pisania i czytania, przy wynikach w nauce w ogóle. Była tylko niewielka grupka badaczy, jeszcze przede mną, którzy utrzymywali, że dzieci dwujęzyczne rozwijają świadomość metajęzykową wcześniej niż jednojęzyczne. Wydawało mi się, że ta opinia ma absolutnie sens, nauka drugiego języka jest bowiem doświadczeniem językowym, które, jeśli rzeczywiście ma jakikolwiek wpływ na rozwój dzieci, to wpływ ten – należy się spodziewać – będzie koncentrował się na sferze języka.

Przełom nastąpił jednak dopiero wówczas, gdy zorientowałam się, że korzyści związane z dwujęzycznością nie mają nic wspólnego ze świadomością metajęzykową. Zauważyłam, że przewaga, jaka ujawniała się u dwujęzycznych dzieci, była widoczna tylko w niektórych zadaniach. I co najważniejsze: zadania te miały w sobie element sprzecznej informacji, błędnych wskazówek i mocno obciążały umysł dziecka. Nie miały więc nic wspólnego z językiem, za to wiele z systemem poznawczym. Zauważyłam coś, co nie bardzo pasowało do istniejących wówczas paradygmatów.

A kiedy wpadła Pani na pomysł, żeby badać dwujęzyczność w kontekście starzenia się mentalnego, demencji?

EB: Droga, która mnie do tego mnie zaprowadziła, była dość prosta. Po tym pierwszy przełomie, jakim było połączenie dwujęzyczności z konsekwencjami poznawczymi, spędziłam 10-15 lat na badaniu tego problemu. Wszystkie badania prowadziłam z udziałem dzieci mniej więcej pomiędzy czwartym a szóstym rokiem życia. Było tak z dwóch powodów. Po pierwsze, w tym czasie uważałam, że korzyści poznawcze związane z dwujęzycznością nie mają szansy się ujawnić u młodszych, tych, które nie nauczyły się jeszcze mówić i nie posługują się sprawnie językiem. Nie interesowałam się też dziećmi starszymi, bo dla nich zadania eksperymentalne byłyby zbyt łatwe.

Jednak podczas moich wystąpień, ludzie mówili: „Dobrze, zrobiła pani ten eksperyment, dowiedziała się Pani, że w tym zadaniu czteroletnie dzieci uzyskują takie wyniki jak pięciolatki, ale jakie to ma tak naprawdę znaczenie?”. Pomyślałam sobie: rzeczywiście, to prawda i w tym tkwi problem.

W tym samym czasie miałam to szczęście, że otrzymałam subsydium badawcze, które pozwoliło mi poświęcić dwa lata ucząc się, jak zaadaptować moje badania dla dorosłych. Musiałam przemyśleć wszystko od początku. Jednym z efektów tej pracy było badanie, które miało charakter przełomowy – opublikowaliśmy jego wyniki w 2004 r. Wskazywały one, że dwujęzyczni dorośli także uzyskują lepsze wyniki niż jednojęzyczni w zadaniach, w których pojawia się sprzeczna informacja – identyczny efekt jak w jak przypadku dzieci! Ten artykuł wywołał olbrzymie zainteresowanie prasy – rozmawiałam z 200-300 reporterami z całego świata i wielu z nich zadawało mi to samo pytanie: „A co z demencją”. Odpowiadałam, że nie wiemy, bo celowo do badań zaprosiliśmy tylko osoby, które nie miały demencji

Ale skoro pytanie o demencję padło tyle razy, trzeba było sprawę przemyśleć. Ten pomysł wydawał mi się dziwny, bo demencja jest przecież chorobą pamięci. Ośrodki pamięci są zlokalizowane w środkowej części mózgu. Natomiast wszystkie te korzyści, o których wcześniej rozmawialiśmy – w przedniej. Nie było więc żadnego powodu, aby myśleć, że dwujęzyczność miałaby mieć jakikolwiek wpływ na pamięć. Nikt wcześniej nie opublikował badań pokazujących jakiekolwiek różnice pomiędzy osobami jedno- i dwujęzycznymi, jeśli chodzi o pamięć, a do dnia dzisiejszego takich badań jest bardzo niewiele. Nie ma prostego i logicznego wytłumaczenia, dlaczego należałoby przypuszczać, że dwujęzyczność będzie grała tu jakąś rolę. Ale skoro dziennikarze o to pytają – pomyślałam – zobaczmy, co da się zrobić.

Pierwsze badanie opierało się na bardzo prostym pomyśle, ale było niezwykle trudne do wykonania. Pomysł ten polegał na tym, aby przeglądnąć istniejącą dokumentację medyczną pacjentów cierpiących na demencję i z tej dokumentacji wyciągnąć jak najwięcej informacji, m.in. na temat liczby języków, jakich ci pacjenci używali w ciągu swojego życia. Ze względu na to, że żyjemy w tym nieprawdopodobnie różnorodnym kulturowo mieście, byliśmy w stanie zdobyć wystarczającą ilość danych, które pozwoliły nam stwierdzić z całą pewnością: ta setka pacjentów to jednojęzyczni, a ta – dwujęzyczni. W dodatku pacjenci znajdowali się w tej samej klinice, mieli te same symptomy, a to oznacza, że mogliśmy dokonywać porównań z ich udziałem. Kolejną rzeczą, na którą należało zwrócić uwagę, był wiek tych pacjentów w momencie, gdy pojawiły się u nich pierwsze objawy demencji. I wtedy okazało się, że u dwujęzycznych objawy występowały ponad cztery lata później. Podobny wynik powtórzył się już w badaniach przeprowadzonych w kilku innych krajach.

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.