„Dwa czasami znaczy trzy” – rozmowa z Barbarą Zurer Pearson z University of Massachussetts

Po pierwsze, wyniki testów szkolnych nie mówią wszystkiego o dziecku; po drugie, nie mają takiego znaczenia, jakie ludzie im przypisują; i wreszcie po trzecie, nie są w stanie uchwycić tego, co jest naprawdę ważne w kontekście edukacji waszego dziecka – mówi Barbara Zurer Pearson, językoznawczyni, pracownik naukowy University of Massachussetts w Amherst w USA. Z autorką poradnika Jak wychować dziecko dwujęzyczne (Media Rodzina 2013) rozmawiają Zofia Wodniecka i Karol Chlipalski.

Dlaczego testy są takie ważne w dzisiejszym szkolnictwie?

BZP: Dawno temu na Uniwersytecie w Miami przeprowadziłam badanie – zostało ono opublikowane w 1993 roku. Jego celem była odpowiedź na pytanie, czy testy mają inną wartość w przypadku osób dwujęzycznych niż w przypadku jednojęzycznych. Czy informacja, jaką na podstawie tych testów otrzymują uczelnie na temat uczniów jedno- i dwujęzycznych jest taka sama? Aby odpowiedzieć na to pytanie użyłam danych, którymi uniwersytet w Miami już dysponował. I niemal cały projekt się rozleciał i to na samym początku – z jednego powodu: okazało się, że testy nie mówią niemal nic, nawet na temat uczniów  jednojęzycznych! Te testy generalnie służą rekrutacji na studia i powinny dać uczelni informację na temat potencjału  przyszłego studenta – tego, jak będzie sobie on radzić na studiach. Powinny na przykład pomóc przewidzieć, jakie stopnie będzie otrzymywał dany student na końcu pierwszego roku, albo ile przedmiotów wybierze w trakcie studiów, a także jakie będzie miał stopnie na koniec czteroletniego programu studiów. Okazało się, że „diagnoza” ta (zdolność do przewidywania) sprawdza się jedynie w 5 proc. w części odnoszącej się do języka i w około 8 proc. w przypadku matematyki. A to oznacza, że testy w ogóle są w bardzo nikłym stopniu wiarygodne. Dane, o których wspominam, pochodzą od organizacji edukacyjnej ETS (amerykańska organizacja non-profit zajmująca się m.in. opracowywaniem testów) i można je znaleźć w ich materiałach. Wyciągnęłam z tych badań następujący wniosek: gdyby uniwersytety płaciły za te informacje, bardzo szybko doszły do wniosku, że ich pozyskiwanie nie ma sensu.

Ale nie płacą…

BZP: Uniwersytety nie płacą, bo student płaci, ale on przecież nie może zaprotestować – nie może powiedzieć, że z testy są do niczego, że nie wnoszą żadnej wiarygodnej informacji. Spójrzmy na ten problem z nieco innej perspektywy – jaki uczeń ma szanse bardziej sprawdzić się jako dobry student? Ten, który dostawał dobre stopnie w jakimś dłuższym okresie, ale nie poszedł mu test końcowy, czy ktoś, kto pewnego popołudnia napisał nieźle test, a w szkole miał marne stopnie? W którym z tych dwóch studentów pokładalibyście większe nadzieje?

A więc dlaczego w USA, a także w wielu innych krajach, testy wypierają inne metody oceny uczniów i studentów?

BZP: Testy były świetnym pomysłem wtedy, kiedy się pojawiły tzn. zaraz po II wojnie światowej. Mówiło się wtedy, że jeśli ktoś nie miał szczęścia chodzić do dobrej szkoły, będzie oceniany w sposób niezależny od tego, co dała mu szkoła. Ale później okazało się, że testy stały się wielką barierą. Jak powiedziałam, nie są w żaden sposób wiarygodne, nie dostarczają szkołom i uniwersytetom informacji, których te potrzebują. Ich stosowanie przypomina szukanie kluczy wyłącznie w tym miejscu, gdzie pada światło. – Czy tam je zgubiłam? – Nie, ale tam jest jasno i najłatwiej ich szukać (śmiech). A to wszystko dlatego, że testy są poręczne, wyniki można przedstawić w postaci liczb.

A jest szansa, że to się będzie zmieniało?

BZP: Nie sądzę. Jest coraz gorzej. Ale prawdą jest, że jeśli uczeń jest dobrze przygotowany, umie się uczyć, test mu nie zaszkodzi. Problem jednak polega na tym też, że można się nauczyć zdawać testy. Ta umiejętność w późniejszym życiu nie pomaga. Trzeba się nauczyć czytać, uczyć, itd.

Czy to znaczy, że umiejętność zdawania testów może być niezależna od wiedzy, która ma być sprawdzana?

BZP: Absolutnie, można nie mieć wiedzy i dobrze zdawać testy i odwrotnie – mieć wiedzę, ale nie umieć zdawać testów. Jest na ten temat wiele literatury.

A jak wypadały w tych testach osoby dwujęzyczne?

BZP: Generalnie stwierdziliśmy, że osoby dwujęzyczne nie musiały mieć wysokiego wyniku z testu, aby otrzymać później wysoką średnią ocen na studiach. Również osoby, które w testach szkolnych otrzymywały niższą ocenę, miały szanse dobrze wypaść na studiach. Co ciekawe, w przypadku jednojęzycznych, wynik osiągnięty w części testu sprawdzającej słownictwo koreluje z ogólną oceną z testu. Tej zależności nie zaobserwowaliśmy natomiast u dwujęzycznych. A z tego wynika, że nie można kierować się bogactwem słownictwa oceniając wiedzę ogólną. Wszystko to wskazuje, że tak naprawdę testy mierzą coś innego u osób jedno- i dwujęzycznych. Jeden rodzaj testu nie wystarczy, aby dowiedzieć się podobnych rzeczy na temat tych dwóch grup.

Nasz syn ma 7 lat. Od niedawna chodzi do szkoły amerykańskiej, ale jego językiem ojczystym jest polski. Zakładając, że zostałby dłużej w USA i kontynuował edukację w języku angielskim, prędzej czy później zetknie się z wieloma testami. Spodziewamy się, ze pewnie zawsze będzie nieco z tyłu za dziećmi, które urodziły się i wychowały w tym kraju. Co czyni go słabszym w kontekście testów?

BZP: Testy mają kilka cech charakterystycznych. Po pierwsze, są znormalizowane, co oznacza m.in., że niekoniecznie testują to, z czym dokładnie zetknął się uczeń. Po drugie, atmosfera, jaka im towarzyszy jest stresująca. Jeśli więc ktoś boi się, że nie wypadnie najlepiej, w istocie nie pójdzie mu najlepiej, w psychologii nazywa się to zagrożeniem stereotypizacją albo samospełniającym się proroctwem. Ale najważniejszym problemem jest według mnie czas. Ktoś, kto włada dwoma językami, ma w umyśle większą „przestrzeń problemu” do przeszukania – więcej musi spędzić czasu przeszukując to, co ma w głowie, bo ma większą wiedzę. Pośpiech będzie działał na jego niekorzyść.

Kolejnym problemem, z którym są skonfrontowane dzieci dwujęzyczne, polega na tym, że zasób słów, jakim dysponują, jest podzielony pomiędzy dwa języki. Im będą starsze, tym w większym stopniu ich słownictwo w obu językach będzie się pokrywało. W przypadku jednak dzieci w wieku waszego syna jednak bywa tak, że wiedzą one pewne rzeczy w jednym języku, a inne w drugim; może się tak zdarzyć, że akurat będzie znał odpowiedź na konkretne pytanie po polsku, a po angielsku nie. Gdy czas pisania testu się skończy, okaże się, że nie odpowiedział na jakieś pytanie, a przecież znał odpowiedź.

Rodzice dzieci dwujęzycznych powinni więc pamiętać, że testy to nie jedyna okazja, kiedy ich dzieci mają szansę zabłysnąć. Powinni więc kierować się pasjami dziecka, pozwolić mu uczyć się rzeczy, które są dla niego ważne, a wtedy wszystko się ułoży. Jako rodzice powinniście wiedzieć, że, po pierwsze, wyniki testów nie mówią wszystkiego o dziecku; po drugie, nie mają takiego znaczenia, jakie ludzie im przypisują; i wreszcie, po trzecie, nie są w stanie uchwycić  tego, co jest naprawdę ważne w kontekście prawdziwej edukacji waszego dziecka.

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.