„Holenderski znam tylko latem” – rozmowa z profesorem Andrzejem Pisowiczem z Uniwersytetu Jagiellońskiego

Języków „zachwaszczonych” zapożyczeniami jest masa, japońskie słownictwo chyba w połowie jest zapożyczone z chińskiego – mówi profesor Andrzej Pisowicz. O różnych językach, ze szczególnym uwzględnieniem języka polskiego, z poliglotą  związanym z Instytutem Filologii Orientalnej Uniwersytetu Jagiellońskiego rozmawia Joanna Durlik.

Ilu języków człowiek może się nauczyć, czy jest jakaś granica?

AP: Moim zdaniem, nie da się odpowiedzieć na to pytanie, bo sprawa jest bardzo względna. Skoro są przypadki, że ktoś przebywając długie lata za granicą bez kontaktu z językiem ojczystym może go z czasem zapomnieć, więc tym bardziej może zapomnieć język, którego się nauczył jako drugi, trzeci w kolejności itd. Ja np. na pytanie czy znam język holenderski (niderlandzki) powinienem właściwie odpowiadać, że owszem trochę znam, ale … tylko latem. Bo ja się tego języka uczyłem dopiero po pięćdziesiątce. I nie utrwalił mi się w związku z tym tak, jak języki, których się uczyłem na studiach. No i w zimie wylatuje mi z głowy w znacznym stopniu, a latem, po paru dniach pobytu u córki w Holandii, stopniowo mi się przypomina i jakoś gadam.

Języki można też znać na różnym poziomie…

AP: To jest druga rzecz uniemożliwiająca rzetelną odpowiedź. O jaką znajomość chodzi? Czy o elementarną czy głęboką, bliską kompetencji „native speakera”? Poza tym jak liczyć języki martwe, których nie sposób pominąć. Przecież po łacinie się nie mówi. Wiele osób się tego języka uczyło i zna go, ale tylko biernie. Z własnej praktyki mogę powiedzieć, że nauka czynnego posługiwania się językiem obcym w mowie i w piśmie wymaga kilkakrotnie większego wysiłku niż nauka wyłącznie bierna (czytania obcego tekstu z pomocą słownika). Nikt nie jest w stanie przez całe życie zachowywać równej „formy” w językach, których się uczył w różnych okresach.

I jeszcze jedno: są trzy „konkurencje” (jak w sporcie): czytanie, pisanie, mówienie. Jeśli będziemy tylko czytać, to nie nauczymy się mówić. W zależności od potrzeb trzeba się  ćwiczyć w każdej z tych „konkurencji”. Jeśli chodzi o metody uczenia się języków, to proszę nie wierzyć w jakieś cudowne uniwersalne metody, które pozwolą na szybkie opanowanie obcego języka. Sporo w tym reklamy. Nie ma jednej uniwersalnej metody i ludzie bardzo się tu różnią, np. z różną determinacją dążą do perfekcyjności, inny bywa lęk przed popełnieniem błędu: „będą się ze mnie śmiać, to ja już wolę nic nie mówić”.

Jakie pan by dał rady tym, którzy uczą się języków?

AP: Ważne jest, by uczeń zorientował się, jaka metoda jemu odpowiada i przynosi pożądane rezultaty. I takiej metody trzeba się  trzymać, przeznaczając możliwie jak najwięcej czasu na naukę. Jedno tylko nie ulega wątpliwości: trzeba się  uczyć  wytrwale i systematycznie. Z językiem to nie jest tak, jak np. z matematyką, że wystarczy coś zrozumieć (mówię tu upraszczając sprawę). W języku nie wystarczy zrozumieć jakąś regułę, tylko trzeba ją  zautomatyzować. A to wymaga wielu ćwiczeń. W trakcie konwersacji nie ma czasu na zastanawianie się np. jakiego przypadku należy użyć. Trzeba go użyć bezrefleksyjnie. Każdy, każda, z nas w dzieciństwie powtarzał różne słówka i ich formy mnóstwo razy, zanim zapamiętał. A w dodatku nasz mózg to była wtedy „tabula rasa”. Później jest gorzej, bo miejsce już mamy zajęte przez własny (pierwszy, ojczysty) język.

Czy są języki obiektywnie łatwiejsze i trudniejsze do nauczenia?

AP: Kiedyś rozmawiałem na ten temat z bardzo wszechstronnym holenderskim lingwistą, profesorem Uniwersytetu Lejdejskiego, Frederikiem Kortlandtem. Zastanawialiśmy się nad tym,  czy można mówić, że jakiś język jest obiektywnie bardziej skomplikowany niż inne.

Gdyby tak było, w niektórych środowiskach językowych dzieci uczyłyby się swego języka ojczystego wolniej niż gdzie indziej. A tego się na większą skalę nie stwierdza. Mniej więcej na całym świecie rodzice dogadują się ze swymi paroletnimi dziećmi, a te w wieku sześciu czy siedmiu lat idą już do szkoły i tam rozumieją bez trudności to, co do nich mówią nauczyciele. Nieco dłużej ta przedszkolna  nauka „domowa” trwa podobno w przypadku niektórych plemion Indian północnoamerykańskich. Poinformował mnie o tym prof. Kortlandt, który prowadził odpowiednie badania w Kanadzie.

Popularne jest przekonanie, że język polski jest wyjątkowo trudny dla obcokrajowców…

AP: Sprecyzuję: język polski jest bardzo trudny dla nie-Słowian. Czechom łatwiej przychodzi nauka polskiego niż Niemcom. Bo język czeski jest podobny do polskiego, a niemiecki – nie.  Generalizując, można powiedzieć, że wszystkie języki niespokrewnione blisko z naszym językiem ojczystym sprawiają nam jednakową trudność w nauce, jeśli pragniemy je opanować perfekcyjnie, osiągnąć duży stopień zaawansowania w czynnym posługiwaniu się nimi. Ale różnie to wygląda na różnych etapach nauki. Na przykład język polski jest dla nie-Słowian trudny w pierwszym etapie nauki. Bo ma aż siedem przypadków i skomplikowane formy czasownikowe (dokonane, niedokonane itp.). A przy tym dużo nieregularności obciążających pamięć. Faktycznie jest trudny, ale tylko w pierwszej fazie nauki. Potem cudzoziemiec ma już coraz mniej kłopotów z polszczyzną. Tyle, że często uczący poprzestają na pierwszym etapie zrażając się jego trudnościami.

A jak jest z angielskim?

AP: Z angielskim jest inaczej (podobnie jak z perskim zwanym przez samych Persów: farsi). Początki są względnie łatwe (nie licząc problemów z fonetyką), bo zróżnicowanie fleksyjne (odmiany) jest niewielkie.  Trudności rosną na wyższych etapach, gdy uczymy się idiomów angielskich czy choćby tzw. phrasal verbs. Np. to give znaczy „dać”, a to give up – „zrezygnować, przestać”.  Tu nam paradoksalnie przeszkadza właśnie identyczność formy „give”. Bo łatwiej jest nam zapamiętać jakieś całkiem inne słowo (np. to stop, to abandon) niż podobne o całkiem  innym znaczeniu.

W psychologii mówi się o interferencji proaktywnej. Czyli moja wiedza, że „to take” znaczy „wziąć”, będzie mi utrudniała zapamiętanie nowej informacji, że „to take off „ znaczy „wystartować” albo: „naśladować”.

AP: Właśnie. Paralelę stanowią tu polskie czasowniki z przedrostkami. Są analogiczne do angielskich, z tym że po angielsku do modyfikowania znaczenia czasownika służą stojące po nich przysłówki, a po polsku – przedrostki.

Przypisać, napisać, wypisać…

AP: Dopisać, przepisać… Po angielsku to też się zdarza, ale rzadko. Na przykład „to stand” znaczy „stać”, a to understand – „rozumieć”, co  w ogóle nic ze „staniem” nie ma wspólnego.  Podobnie po niemiecku: stehen  znaczy „stać”, a verstehen – „rozumieć”. Ale u nas też są takie zaskakujące przypadki. Choćby właśnie czasownik rozumieć , który pochodzi od roz-umieć, z czego już sobie dzisiaj nie zdajemy sprawy. Te podane przez panią przykłady wszystkie są związane z pisaniem, ale znaczenie podstawowego czasownika jest niekiedy odległe od znaczenia jego derywatu (czyli formy pochodnej), np. stać i do-stać (w sensie: „otrzymać”) albo móc i po-móc.

A jak doszło do takich zmian?

AP: Trzeba by pytać naszych przodków! Pewną rolę odgrywały tu (i nadal odgrywają) procesy myślowe typu metafory czyli (z greki) „przeniesienia” jakiegoś znaczenia z jednego pojęcia na inne. Dla różnych pojęć, których nasi praprzodkowie nie nazywali, zaczęto używać wyrazów podstawowych w nowych zmienionych znaczeniach. Np. kiedyś ludzie siali zboże. A z czasem zaczęli także (z braku innego czasownika) siać zamęt, niezgodę i inne złe rzeczy.   

Jeszcze a propos złożoności niektórych konstrukcji językowych chciałbym dodać, że warstwy idiomatycznej możemy się łatwiej nauczyć, jeśli między naszym językiem, a tym, którego się uczymy, jest dużo podobnych idiomów. Na przykład w polskim jest dużo kalk z niemieckiego. Celowo mówię kalk, nie kalek, żeby nie kojarzyło się z kalekami. Proszę zwrócić uwagę: to jest starsza odmiana! Tak jak walka – walk, a nowsza byłaby na  przykład pralka – pralek. Bo słowo walka jest starsze niż pralka.

 

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.