„Holenderski znam tylko latem” – rozmowa z profesorem Andrzejem Pisowiczem z Uniwersytetu Jagiellońskiego

 

I ten nowszy wzór odmiany, z tym „e” w środku, jest łatwiejszy? Skąd się biorą takie zmiany w języku?

AP: To pierwsze pytanie wiąże się z zagadnieniem tzw. ekonomii językowej, o której jeszcze będę mówił. Najpierw chciałbym jednak poruszyć problem głównej przyczyny zmian językowych. Otóż są one  powodowane  między innymi tym, że organy mowy, a także na wyższym poziomie mózg, nie są tak idealnymi narzędziami jak … piła mechaniczna czy szablon do sporządzania odlewów, które pozwalają nam wyprodukować niemal idealnie podobne do siebie przedmioty. Z organami ludzkimi tak nie jest. Więc dzieci, które mają zakodowane, że trzeba naśladować mowę dorosłych – co się dzieje bez świadomej decyzji, po prostu wiedzą, że tak trzeba – naśladować mogą tylko to, co do nich dotrze za pośrednictwem fali akustycznej. Nie widzą dokładnie, co się dzieje w ustach, jak daną głoskę (najmniejszą jednostkę brzmieniową) trzeba wykonać (językoznawcy mówią tu o „artykulacji”), jak ułożyć język i tak dalej. Ale podobne efekty akustyczne można uzyskać różnymi drogami. I ja mam tutaj kapitalny przykład. Jedno z naszych dzieci, kiedy uczyło się mówić, zamiast kołdra mówiło kogudra (!), mimo że i żona i ja z pewnością tak nie mówiliśmy. Proszę porównać „działania” Francuzów, którzy z Williama zrobili Guillaume’a, a z germańskiego wyrazu, od którego pochodzi angielska „wojna” (war) zrobili guerre.  Niezgłoskotwórcze „u” (tak większość Polaków wymawia „ł”) i „g” wykazują podobieństwo akustyczne. Mimo, że zupełnie inne jest w przypadku tych głosek miejsce artykulacji, tak się składa, że fale głosowe powstające przy ich artykulacji (czyli wymowie) wykazują podobieństwo. I wobec tego w różnych językach niezgłoskotwórcze „u” (inaczej: angielskie „w”) może przechodzić w „g”.  Tak się stało w dawnym języku francuskim, a skądinąd, także w historii irańskiego języka perskiego. A z kolei to niezgłoskotwórcze „u” może pochodzić  z wcześniejszego twardego „ł”. W dawnej polszczyźnie „ł” wymawiało się tak jak w języku rosyjskim (podobnie do angielskiego tzw. „ciemnego „l” na końcu wyrazu little).

Starsze pokolenie polskich „kresowiaków” jeszcze tak czasem wymawia „ł”. Ale kiedyś, parę wieków temu, nasi przodkowie (gdy byli dziećmi)  zauważyli, że zamiast powiedzieć koło z dawnym słowiańskim twardym „ł” (które musiało być wymawiane tak jak w rosyjskim, skoro do dziś używamy do jego zapisu litery „l” z kreską) można powiedzieć kouo (z angielskim „w”) i skutek będzie ten sam, wszyscy zrozumieją – a łatwiej (tak się naszym przodkom w centralnej Polsce wydawało) wymówić. Taką wymowę, która stopniowo weszła do polskiej normy literackiej, poloniści nazywają „wałczeniem”. Dzisiaj większość Polaków ma wręcz problemy z nauczeniem się wymowy tego dawnego „ł”. Takie  innowacje pojawiają się nie wiadomo skąd i rozchodzą się spontanicznie, nieświadomie, utrwalają się, a później trudno dociec, kiedy jakaś zmiana nastąpiła. Tutaj też aspekt społeczny jest bardzo ważny.

To ja jeszcze mam ochotę przekornie zapytać – czy jako językoznawca nie ma pan ochoty ocenić zachodzących w języku zmian negatywnie? Na przykład teraz coraz więcej osób mówi „wziąść” zamiast „wziąć”.

AP: Dodam jeszcze lepiej słyszalny przykład, bo w formach wziąć i wziąść z daleka nie słychać wyraźnie różnicy, prawda?  Natomiast różnica między formami „tę” i „tą”  jest wyraźna, bo tu występują różne samogłoski, które są  zawsze lepiej słyszalne. Otóż wiadomo, że według norm języka polskiego forma biernika od zaimka ta  powinna brzmieć: „tę”. „Daj mi tę książkę”, tak by należało mówić i taka jest nadal norma – na piśmie. Ale wczoraj popatrzyłem do encyklopedii języka polskiego wydanej 20 lat temu i wyczytałem, że poloniści normatywiści dopuszczają formę „daj mi tą książkę”, bo tak już mówi większość Polaków. Więc cofnięto zakaz, bo nie ma sensu ludzi nieustannie poprawiać: „nie mów tą, mów tę!”. Ale na piśmie jeszcze nie wolno, nauczyciele jeszcze poprawiają w wypracowaniach tą na tę. Oczywiście tylko w bierniku. Bo w narzędniku mówi się: „idź tą drogą”. I tak jest poprawnie.

I robi się taka dwoistość form, tak?

AP: Przejściowo, a później ta starsza forma ulega całkowitemu zapomnieniu. Na przykład Mikołaj Rej 450 lat temu jeszcze pisał (i zapewne mówił) z jednej strony: „Przypatrz się onym rozumom” (z końcówką „-om”), ale z drugiej (w tym samym zdaniu): „onym ludzkościam, onym postawam, onym biesiadam”… Teraz nikt już nie używa końcówki „-am”. Działają tu prawa „ekonomii języka”. Chodzi o to, żeby mówić z jak najmniejszym wydatkowaniem energii. Zarówno artykulacyjnej jak i „mentalnej”.

Nie powinniśmy żałować tego, co znika?

AP: Język się zmienia, znaczenia, słowa ulatują nieuchronnie i nie ma co rozpaczać, nonsensem byłoby hamowanie tych zmian.

Czyli nie powinniśmy dbać, żeby „podawać tę książkę”?

AP: To już w tej chwili jest hiperpoprawność, ale przyznam Pani, że ja też ciągle tak mówię, mam wrażenie, że jako profesorowi (choć nie poloniście, tylko orientaliście) inaczej mi nie wypada…

A zapożyczenia, czy one nie zubażają naszego języka? Te wszystkie lajki, hejty, menedżerowie…

AP: Napisałem kilka lat temu polemiczny artykuł w odpowiedzi na teksty dwóch publicystów, którzy darli szaty i rozpaczali, ze język polski znika, bo tyle w nim dziś anglicyzmów. Więc ja nie wytrzymałem i napisałem: ludzie, przecież język angielski zawiera całą masę romanizmów, a nie przestał być językiem angielskim! Decyduje gramatyka, a nie zapożyczenia. Języków  – w cudzysłowie – zachwaszczonych zapożyczeniami jest masa, japońskie słownictwo chyba w połowie jest zapożyczone z chińskiego. Ale to wciąż jest gramatyka japońska i kompletnie odrębny język. Czy perski, w którym jest ogromna masa zapożyczeń arabskich. Ale dopóki Persowie (obywatele Iranu, których językiem ojczystym jest perski) mówią ast na końcu zdania (czyli „jest”), to jest to język indoeuropejski, a nie semicki.

Czyli póki zgodnie z polską fleksją lajkujemy i dzielimy się lajkami, to jest w porządku?

AP: Absolutnie! Nie ma języków bez zapożyczeń. Oczywiście, można powiedzieć, że nie ma sensu ich mnożyć nadmiernie, jeśli znaczą to samo co odpowiednie wyrazy rodzime. Ciekawe też, że czasem następuje swoista blokada wewnętrzna. Anglicyzmy wpływają coraz szerszym potokiem, ale nie słyszałem, żeby ktoś mówił: „dyrektor filmu”, ciągle używa się francuskiego słowa reżyser.

Bo już mamy po polsku słowo dyrektor, które znaczy coś innego.

AP: Tak. Albo mówimy wystawa i raczej nie ma szans, żebyśmy naśladując angielszczyznę mówili ekshibicja, bo to się już nieelegancko kojarzy. Więc czasem są takie spontaniczne bloki wewnętrzne, a czasem warto świadomie zadbać, żeby nie zapożyczać obcego słowa na przedmiot czy zjawisko, które już po polsku jest nazwane. W każdym razie ja jestem spokojny. Zapożyczenia były łacińskie, niemieckie i francuskie, teraz są angielskie, przemijają, pojawią się inne w przyszłości. Ale dopóki nie ma w Polsce wsi, w której ludziom będzie wygodniej mówić po angielsku niż po polsku, dopóki młodzieńcy przy kiosku z piwem wtrącają „łacińskie” słowa, ale w dialog toczony po polsku, a nie po angielsku, to ja jestem zupełnie spokojny i uspokajam ludzi, którzy drżą o przyszłość polszczyzny.

Dziękuję za rozmowę.

Joanna Durlik

Prof. dr hab. Andrzej Pisowicz – armenista i iranista związany z Instytutem Filologii Orientalnej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, językoznawca i tłumacz. Studiował m.in. w Krakowie, Paryżu, a także w Armenii za czasów Nikity Chruszczowa oraz w Iranie za panowania ostatniego szacha. Specjalizuje się w językach ormiańskim, perskim, osetyjskim i kurdyjskim. Autor i współautor m.in. książek „Gramatyka ormiańska” oraz „Gramatyka kurdyjska Sorani. Wariant używany w Erbilu”. Popularyzator wiedzy o Armenii i jej kulturze. W przeszłości pracował jako dyplomata w Iranie. W tym roku ukazała się książka „Na końcu języka” (Fundacja Sąsiedzi, 2015) – wywiad-rzeka z profesorem Pisowiczem o zależnościach między językiem a polityką i kulturą.

 

Serwis „Wszystko o dwujęzyczności” jest dostępny na licencji Creative Commons znanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. Utwór powstał w ramach projektu finansowanego w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.” realizowanego za pośrednictwem MSZ w roku 2015. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.”.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.