Raczej marchewką, niż kijem

Minka mieszka w Londynie z mężem Anglikiem i dwiema córkami – trzyletnią Lilą i siedmioletnią Zosią. Opowiada o tym, jakim wyzwaniom w wychowywaniu dzieci po polsku w rodzinie mieszanej musi stawić czoła, oraz w jaki sposób radzi sobie z tymi wyzwaniami.

U nas w domu tata rozmawia z dziećmi po angielsku. Ja z młodszą córką, Lilą, rozmawiam po polsku, natomiast ze starszą, Zosią, w języku „mieszanym” – po polsku i po angielsku. Staram się mówić po polsku, ale czasami o tym zapominam i muszę się przestawić na polski. Powiedziałabym jednak, że to angielski jest naszym bardziej „naturalnym” językiem. Mieszka z nami polska niania, która pracuje trzy popołudnia w tygodniu i wtedy rozmawia z dziećmi tylko po polsku, my przy niej też mówimy tylko po polsku. W soboty Zosia chodzi do polskiej szkoły. W drodze do szkoły i potem w drodze do domu też mówimy po polsku. Natomiast jeśli wychodzimy na imprezy angielskojęzyczne, to staram się mówić do Zosi po polsku, ale często kończy się tak, że jeśli jesteśmy w towarzystwie, to mówimy po angielsku.

Dziewczynki między sobą mówią w jednym lub drugim języku, w zależności od sytuacji – ostatnio zaobserwowałam, że jeśli są dla siebie niemiłe, krzyczą na siebie, to mówią po polsku, a jeżeli są dla siebie miłe i chcą się bawić, to raczej mówią po angielsku (śmiech). Czasem łatwiej im mówić do siebie po polsku – na przykład w okolicach wakacji, kiedy wracamy z Polski. Jednak od kiedy młodsza córka zaczęła chodzić do szkoły, raczej częściej mówią do siebie po angielsku.

Historia mojej starszej córki jest taka, że gdy miała dwa latka, poszła do żłobka, w którym miała kontakt tylko z angielskim. Ja też mówiłam do niej głównie po angielsku. Nie mieliśmy żadnych polskich znajomych, więc jedynym kontaktem z językiem polskim byłam wtedy ja. Ale kiedy mówiłam do Zosi po polsku, ona odpowiadała mi po angielsku. Natomiast kiedy przyszła na świat młodsza córka, nasze zwyczaje bardzo się zmieniły. Byłam przez rok na urlopie macierzyńskim i bardzo się starałam mówić po polsku. Kiedy urodziła się Lila, Zosia miała 4 lata. Rok później zaczęła chodzić do zerówki do polskiej szkoły sobotniej, a ja założyłam lokalną polską grupę zabawową dla dzieci i rodziców. Dzięki temu poznałam sporo Polaków, mieszkających w okolicy. Później zamieszkała z nami polska niania. W tym okresie nastąpił więc przełom w użyciu języka polskiego i w jego występowaniu w naszym środowisku rodzinnym. Od tego czasu staram się jak najwięcej mówić do dzieci po polsku. Ale o ile z Lilą rozmawiam w sposób naturalny po polsku, to jednak w przypadku Zosi bardziej „zakorzenionym” językiem jest wciąż angielski. I mimo, że się staramy, to bardzo ciężko jest tę sytuację zmienić. Chciałabym, żeby to polski był wspólnym językiem w rozmowach z Zosią. Kiedyś wydawało mi się, że moje dzieci „wyssają polski z mlekiem matki”, ja nie będę musiała wkładać w to specjalnego wysiłku, a moje dzieci będą mówiły piękną polszczyzną (uśmiech). Kiedy okazało się, że w przypadku Zosi rzeczywistość jest inna, musieliśmy podjąć drastyczne kroki. Zaczęliśmy wyjeżdżać do Polski na jak najdłużej. W wakacje byliśmy ponad 5 tygodni, staramy się jeździć dwa razy w roku. W tym roku po raz pierwszy wyjeżdżamy też na Boże Narodzenie. Tak jak wspomniałam, nie chciałam, żeby Lila podążała krokami siostry i słabo komunikowała się po polsku, więc zdecydowałam się założyć polską grupę zabawową, w ramach której organizowałam w każdy piątek rano polskie śpiewanki, zabawy, wierszyki i bajki. Ostatnio byliśmy też na polskim obozie w małopolskiej wsi, na którym spotkały się rodziny polskie i mieszane, mieszkające na co dzień w różnych częściach świata. Zosia mówiła tam po polsku przez cały czas, byłam z niej bardzo dumna. Po tym obozie kupiliśmy dwa kotki, które dziewczynki uwielbiają. Akurat tak się składa, że nasze kotki mówią tylko po polsku (śmiech), co też jest świetnym pretekstem, żeby Zosia i Lila używały w domu języka polskiego.

Zasada, dotycząca używania polskiego u nas w domu to „raczej marchewką, niż kijem”. Zawsze bardzo chwalę Zosię, jak mówi do mnie po polsku. Staram się wynagradzać jej to, że chodzi do polskiej szkoły, bo nie zawsze ma na to ochotę. Próbuję „sprzedawać” jej język polski atrakcyjnie. Na przykład kupujemy jej fajne polskie książki, mam polskie aplikacje na telefon. Mieliśmy też zasadę, że jeśli dziewczynki oglądają filmy w ciągu tygodnia, to zawsze po polsku. Co jakiś czas jakiś drobny prezent, jakaś naklejka, pączki, które są sprzedawane w polskiej szkole (śmiech). Mamy całe mnóstwo sposobów na to, żeby używanie polskiego stało się atrakcyjne: np. gry po polsku albo adaptowanie przez nas gier angielskich do wersji polskiej. Za grami akurat wiąże się dużo nowego słownictwa – przykładowo ostatnio mieliśmy grę o zakupach, przy tej okazji trzeba było nauczyć się nowych nazw produktów. O Polsce mówimy tylko językiem pozytywnym, unikamy jakichkolwiek negatywnych skojarzeń.

Wychowywanie dziewczynek w dwóch językach wciąż jest dla mnie wyzwaniem. Chociażby przez to, że nie mam znajomych, którzy byliby w takiej samej sytuacji, czyli którzy mieliby rodziny mieszane, polsko-angielskie. Rodzina mojego męża nie do końca rozumie, jak mogę mówić do dzieci po polsku i czasami jest to krępujące. Pytają „no ale jak to jest, czego Ty ich uczysz po polsku? Wszystkiego? Czy uczysz ich jakichś słów, albo liczenia?”. Po prostu nie rozumieją, że chcę uczyć dziewczynki polskiego na tych samych zasadach, jak uczą się one angielskiego. Wydaje mi się, że wynika to z tego, że nie mają doświadczenia z innymi językami, nie widzą, jaka może być korzyść z tego, że dzieci mówią w dwóch językach – także korzyść emocjonalna, bardzo potrzebna więź między mamą i dziećmi, która wynika z używania języka mamy.

Moja rodzina w Polsce też mówi po angielsku, więc są w stanie zrozumieć dziewczynki, kiedy mówią w obydwu językach. Ale moja rodzina z Polski też stanowi dla mnie pewne wyzwanie. Czuję wewnętrzną presję, że moje dzieci powinny mówić piękną polszczyzną, zwłaszcza, kiedy jedziemy do Polski. Wydaje mi się, że moi polscy znajomi nie zdają sobie sprawy z tego, jak trudne jest przekazywanie języka polskiego, kiedy mieszka się zagranicą. Polacy, mieszkający w UK wiedzą, jakim jest to wyzwaniem i rozumieją, że jeśli dzieci nie mówią piękną polszczyzną, to nie jest to koniec świata – ważne, że mówią i że chcą używać języka polskiego. Ostatnio wysłałam moim rodzicom nagranie, na którym Zosia mówi wierszyk po polsku, trochę łamaną polszczyzną. Byłam z niej bardzo dumna, ale moi rodzice, dziadkowie Zosi, już tacy dumni nie byli. Mój tata skomentował: „O rany, jakim ona strasznym polskim mówi!”.

Wyzwań jest dużo, ale też bardzo dużo jest starań z naszej strony, żeby język polski był nie tylko żywy w naszym codziennym życiu, ale też – przede wszystkim – żeby był dla dziewczynek ciekawy, atrakcyjny.

Wysłuchała Joanna Kołak


Serwis „Wszystko o dwujęzyczności” jest dostępny na licencji Creative Commons znanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. Utwór powstał w ramach projektu finansowanego w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.” realizowanego za pośrednictwem MSZ w roku 2015. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.”.

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.