Z Sycylii do Żywca – rozmowa z Agatą Miśkowiec i Giorgią Aquilino

Wróćmy jeszcze do Waszej historii i kolejnej zmiany kraju. Po roku w Polsce znów pojechałyście do Włoch. Jak Panie wspominacie ten powrót?

AM: Giorgia oczywiście poszła do włoskiej szkoły. Ja znów poszłam do nauczycielek i powiedziałam, że moja córka jest dwujęzyczna i będzie się cały czas posługiwała językiem polskim i językiem włoskim. One dziwnie na mnie poparzyły, jakby były zaniepokojone. Po miesiącu poszłyśmy na spotkanie – tam chodzi się na spotkania razem, dziecko i rodzic spotykają się w trójkę z nauczycielem. I teoretycznie wszystko było dobrze, chwalili Giorgię, a na zakończenie powiedzieli nam, ze chcieliby, żebym przestała rozmawiać z córka po polsku, bo ona później będzie miała kłopoty z językiem włoskim.

Ale dlaczego, były jakieś problemy?

AM: Nie, absolutnie! Więc pytam nauczycielki, czy w takim razie dziecko nie powinno się w szkole uczyć żadnego obcego języka, na przykład anielskiego? Żeby mu się później z włoskim nie mieszał? Pani nie umiała mi oczywiście dać żadnych przekonujących argumentów, ale od tamtej pory Giorgia była postrzegana w szkole nie jako dziecko taty-Włocha, ale dziecko matki-Polki, i była traktowana trochę inaczej niż pozostałe dzieci.

Miałaś takie wrażenie, ze koleżanki Cię jakoś inaczej traktują?

GA: Może na początku… Mówiły o mnie, ze jestem Polką. Chociaż imię mam włoskie, ale wszyscy uważali, że skoro mam matkę Polkę, to też jestem tylko Polką. Ale w czwartej klasie jakoś te różnice zniknęły i się zaprzyjaźniliśmy.

AM: Giorgia byłą zawsze najlepszą uczennicą w szkole, i pamiętam, ze rodzicom to się też nie podobało, słyszałam takie głosy na spotkaniach rodziców: „jak to jest, ze córka Polki ma same dziesiątki?” (czyli tak jakby szóstki w Polsce). To jest mała miejscowość, wszyscy się znają, więc w końcu zdenerwowałam się, poszłam do nauczycielki i poprosiłam o interwencję, bo to w końcu było niesprawiedliwe, że traktują ją tylko jako „córkę Polki” – przecież ona ma też tatę Włocha i włoskie obywatelstwo!

GA: Efekt był tylko taki, ze na koniec roku miałam obniżone oceny, niedużo, więc nie zaszkodziło mi to, ale było mi jednak bardzo przykro.

I później była kolejna przeprowadzka do Polski, tak? Dlaczego się przeprowadziłyście?

GA: Pamiętam, ze jak byłam w Polsce po raz kolejny  to wtedy mi się bardzo podobało tutaj w szkole, zajęcia, wycieczki i kontakt z nauczycielami… Ja wtedy miałam jedenaście  lat, ale pamiętam, że powiedziałam, że nie chcę wracać na Sycylię i chcę chodzić do szkoły w Żywcu. Ale z drugiej strony, kiedy skończyłam szkołę podstawową na Sycylii i miałam wyjeżdżać do Polski, to też mi było przykro. Teraz sobie myślę, że ten wyjazd do Polski ma i plusy, i minusy: minusy, bo jest daleko do taty, plusy, bo tu jest lepsza szkoła, mam już koleżanki… Oboje rodzice tak mówią, że tu szkoła jest lepsza. Tylko święta czasem są smutne, jeśli nie możemy być w jednym miejscu, zdarzyło się tak w zeszłym roku, że obchodziliśmy święta na skype.

Jest w Polsce coś, do czego się nie mogłyście przyzwyczaić po powrocie?

GA: O, tak, zdecydowanie! Na przykład mi się bardzo nie podobają mieszkania w Polsce w blokach, bo są małe, niskie, jest tylko jedna łazienka…

AM: Dla mnie też szokujący był powrót do polskiej mentalności, przyzwyczaiłam się już do włoskiego sposobu myślenia i zachowania. Takiej większej otwartości, szczerości, swobody.

GA: Tak, dla mnie też! Dla mnie było szokujące, że w Polsce, kiedy się spotykasz z dawno niewidzianym znajomym, to najwyżej buziak w policzek, ludzie są na dystans, tacy zimni… We Włoszech to jest od razu fiesta, ludzie się cieszą, nawet jak spotykają kolegę ze szkoły, niekoniecznie przyjaciela.  Albo jak pocałujesz w policzek kolegę, który ma dziewczynę, to w Polsce od razu będzie już afera, że ją zdradza… To mi przeszkadza. W szkole we Włoszech dzieci z nauczycielami też się przytulają, pani da im czasem buziaka w czółko, tak miło się spędza czas. Pamiętam, ze zanim poszłam do szkoły tu w Polsce, to się bardzo bałam, bo nie wiedziałam, jak się mam zachowywać w stosunku do nauczycieli: czy mogę się zachowywać po włosku, czy muszę być taka „po polsku” zimna, zachowywać dystans na sto metrów i mówić tyko grzecznie „tak, tak” albo „nie, nie”. Więc na początku starałam się być taka grzeczna, spokojna, ale później, jak minęło pierwsze półrocze, to udało mi się nawiązać bliższy kontakt, zwłaszcza z nauczycielkami, z którymi miałam indywidualne zajęcia dodatkowe.

Miałaś też dodatkowe zajęcia z polskiego?

GA: Tak, i też miałam problemy z polskim na początku, trudno mi było go w szkole polubić. Te wszystkie ż i rz, ó i u… Polski był okropny, kiedy musiałam zacząć pisać.

Teraz, kiedy jesteś w Polsce, to się nie czujesz Polką trochę bardziej niż w 10%?

GA: Nie, zupełnie nie. Tak jak wcześniej we Włoszech byłam postrzegana jako Polka i to nie było zbyt miłe, to teraz też jestem postrzegana jako Włoszka, ale teraz to jest przyjemne, bo uczę inne osoby włoskiego, opowiadam ciekawostki o Włoszech… To jest chyba dla innych atrakcyjne, że jestem z zagranicy.

A w jakim języku mówicie teraz w domu?

GA: Mama mnie namawia, żeby mówić po włosku, ale ja nie chcę, bo skoro jesteśmy w Polsce, to chcę mówić po polsku. Więc jak mama mówi po włosku, to wolę odpowiadać po polsku. Bo się boję, że będę znów robić błędy po polsku, tak jak kiedyś po dwóch miesiącach wakacji we Włoszech. Kiedy mówię, to się też staram wyobrazić sobie, jak się słowo pisze, więc właściwie chcę mówić po polsku, żeby sobie utrwalać ortografię. Chce być na takim samym poziomie, jak inni rówieśnicy, bo przecież jestem tutaj już dwa lata, już powinnam pisać tak jak oni. Wiem, że teraz ciągle jestem trochę inaczej oceniana na polskim, bo pani zwraca uwagę na to, że ja się staram, a nie na to, ze robię sporo błędów.

A nie masz obawy, ze teraz dla odmiany trochę zapomnisz włoski?

GA: Nie, myślę, ze nie zapomnę: oglądam filmy po włosku, robię różne ćwiczenia, czytam książki i w internecie szukam informacji po włosku, nigdy po polsku… Jestem pewna, że nie mogę zapomnieć języka, którego się uczyłam przez całe życie. Zresztą mam stale kontakt z tatą, z rodziną we Włoszech. I wszystko mam ciągle włoskie: menu w telefonie, komputerze. Jak robię notatki czy piszę na telefonie, to też po włosku, wiec nikt nie rozumie, nawet, jeśli podgląda.

Czyli znów masz sekretny język?

GA: No tak, ale tylko z mamą, nikt z moich znajomych nie zna włoskiego. Na początku myślałam, ze włoski mi się nie przyda w Polsce, ale raz przyjechałam do Krakowa i na Rynku była grupka Włochów, którym pomogliśmy znaleźć drogę, to było przyjemne. Jestem w sumie dumna z tego, że w szkole jestem jedyną osobą, która zna włoski i która ma niepolskie nazwisko. I chyba ludzie mnie po tym rozpoznają, bo na przykład zaraz po przyjeździe do Polski zostałam w szkole wybrana do młodzieżowej rady miasta, bo wszystkim się podobało moje nazwisko (śmiech).

Joanna Durlik

Senat RP

 

Serwis Wszystko o dwujęzyczności jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. Utwór powstał w ramach zlecania przez Kancelarię Senatu zadań w zakresie opieki nad Polonią i Polakami za granicą w 2016 roku. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o zleceniu zadania publicznego przez Kancelarię Senatu oraz  przyznaniu dotacji na jego wykonanie w 2016 r.

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.