„Un poco” czy „muy bien”, czyli co to znaczy znać język

Nie istnieje jedno uniwersalne kryterium, które pozwalałoby nam powiedzieć z całą pewnością, że znamy konkretny język. Innych odpowiedzi będą udzielać naukowcy, innych urzędnicy, a jeszcze innych tłumacze. Gdyby zapytać nauczycieli języków obcych, co dla nich stanowi o znajomości języka, zapewne udzieliliby jeszcze innej odpowiedzi.

Kiedy możemy powiedzieć z całą pewnością, że znamy dany język? Każdy, kto poświęcił nieco refleksji kwestiom językowym przy okazji nauki języka obcego, skonfrontowany z takim pytaniem czuje się nieswojo. Czy posługuję się na tyle dobrze np. francuskim, angielskim, albo rosyjskim, aby powiedzieć z całą pewnością, że go znam? Nawet po wielu latach mieszkania w kraju, w którym dany język jest w użyciu, znamy go z reguły gorzej niż rodzimi jego użytkownicy. Jeśli nawet w jakiejś dziedzinie mamy większe słownictwo, więcej jest takich, w których nawet nie zbliżamy się do ich poziomu i zapewne nigdy nam się to nie uda. Z drugiej strony jednak, jeśli będziemy krytycznie podchodzili do naszej umiejętności posługiwania się językami obcymi, poddawali ją w wątpliwość, gdy napotkamy nieznane nam słowa, okaże się, że podobne argumenty możemy zastosować do naszego języka ojczystego, którego też nie znamy „w całości”. Istnieje cała masa słów w naszym języku ojczystym, z którymi nigdy się nie zetknęliśmy i zapewne nigdy to się to nie stanie. Otwarcie Wielkiego Słownika Języka Polskiego na dowolnej stronie może nauczyć pokory także polonistów. Trudno jednak powiedzieć, że nie znają oni polskiego.

Są też sytuacje odwrotne – ktoś kto ledwie liznął np. francuski będzie utrzymywać, że zna go biegle, a ktoś inny, komu z trudnością przychodzi odczytanie zdania po rosyjsku, a przyswoił sobie kilka powiedzonek w języku Puszkina, ogłasza, że włada nim perfekcyjnie. Kiedy więc możemy powiedzieć, że znamy jakiś język, a kiedy powinniśmy z pokorą pochylić głowę i powiedzieć, że do takiego stwierdzenia jeszcze daleka droga? Czy istnieje jakaś obiektywna miara, która by nam na to pozwoliła?

Prof. John Lipski, językoznawca i poliglota z Penn State University, w wywiadzie udzielonym serwisowi „Wszystko o dwujęzyczności” zapytany o to, ile zna języków, zaznaczył, że odpowiedź na to pytanie zależy od tego, w jakim celu miałby tych języków używać. – Czy byłbym w stanie poprowadzić w nich wykład, czy może przeczytać książkę, spytać o drogę do toalety czy kupić bilet na autobus? Ta zdroworozsądkowa odpowiedź uświadamia nam, że po pierwsze nie istnieje nic takiego jak jeden jedyny – platynowo-irydowy, chciałoby się rzec – wzorzec znajomości języka, a  po drugie, że rozważania na temat tego, czym jest znajomość języka, trudno prowadzić w oderwaniu od kontekstu, czyli rozmówcy.

Założenie cokolwiek na wyrost

Próbę zrozumienia, na czym polega znajomość języka podejmują nie tylko liczni naukowcy. Odpowiedzi na to pytanie  poszukują też …urzędnicy, a i sami poligloci mają wiele na ten temat do powiedzenia. Rozważania tych pierwszych zaprowadziły do sformułowania dwóch terminów, które miały pomóc w odpowiedzi pytanie czym jest znajomość języka i co się na nią składa: kompetencja językowa i kompetencja komunikacyjna. Ten pierwszy rodzaj kompetencji, opisany przez słynnego językoznawcę Noama Chomsky’ego, miałby być umiejętnością budowania gramatycznie poprawnych i sensownych zdań w sposób nieuświadomiony. Tak sformułowana definicja powoduje, że może ona być w zasadzie tylko udziałem rodzimych użytkowników danego języka i to funkcjonujących w wyidealizowanym świecie (założenie, że wszyscy rodzimi użytkownicy języka budują sensowne i gramatycznie poprawne zdania jest cokolwiek na wyrost). A co z wszystkimi tymi, którzy władają płynnie nierodzimym dla siebie językiem, lecz jednak potrzebują namysłu, aby w tym języku sformułować wypowiedź?

Oderwanie modelu kompetencji językowej od realnych warunków, w jakich funkcjonują nierodzimi użytkownicy języków skłoniło innego amerykańskiego językoznawcę – Della Hymesa – do wprowadzenia pojęcia kompetencji komunikacyjnej, która bierze pod uwagę także kontekst społeczny. Zdaniem Hymesa, najważniejsze jest wykonanie (performance), które powoduje, że to, co chcemy przekazać użytkownikom danego języka jest zrozumiałe dla nich i vice versa.

Idealny system oceny nie istnieje

Pytanie o to, czy ktoś zna język i do jakiego stopnia potrafi się nim sprawnie posługiwać, stało się również przedmiotem troski urzędników, którzy każdą dziedzinę życia chcieliby ująć w jednolite ramy. A skoro kwestia znajomość języków obcych jest istotna dla funkcjonowania nowoczesnego społeczeństwa, stworzenie jednolitego systemu jej oceny stało się dla tego społeczeństwa rzeczywiście potrzebne. Władze szkolne muszą np. oceniać postępy uczniów i pracę nauczycieli języków obcych; osoby zajmujące się rekrutacją pracowników wiedzieć, którego z kandydatów powinny zatrudnić na stanowisko wymagające kontaktów z obcokrajowcami i mieć gwarancje, że zatrudnione przez nie osoby sobie z takimi kontaktami poradzą. Bez wprowadzenia jednolitej metody weryfikacji znajomości języka, nie byłoby to możliwe. Próbą stworzenia takiej metody było m.in. przyjęcie  przez Radę Europy Europejskiego Systemu Opisu Kształcenia Językowego” – ESOKJ (jęz. ang.: Common European Framework of Reference for Languages – CEFR). ESOKJ wprowadza sześć poziomów odzwierciedlających poziomy znajomości języka, które zostały oznaczone wielką literą i dodatkowo cyfrą: A1 – początkujący, A2 – niższy średnio zaawansowany, B1 – średnio zaawansowany, B2 – wyższy średnio zaawansowany, C1 – zaawansowany, C2 – profesjonalny. Poziom A1 odpowiada najmniejszej biegłości, a poziom C2 – największej. I tak np. osoba znająca język na poziomie B1 : …rozumie znaczenie głównych wątków przekazu zawartego w jasnych, standardowych wypowiedziach, które dotyczą znanych jej spraw i zdarzeń typowych dla pracy, szkoły, czasu wolnego itd. Potrafi radzić sobie z większością sytuacji komunikacyjnych, które mogą się zdarzyć podczas podróży w rejonie, gdzie mówi się danym językiem. Potrafi tworzyć proste, spójne wypowiedzi na tematy, które są jej znane lub które ją interesują. Potrafi opisywać doświadczenia, wydarzenia, marzenia, nadzieje i aspiracje, krótko uzasadniając bądź wyjaśniając swoje opinie i plany. Z kolei ktoś, kogo znajomość języka obcego sytuuje się o poziom wyżej: …rozumie znaczenie głównych wątków przekazu zawartego w złożonych tekstach na tematy konkretne i abstrakcyjne, łącznie z rozumieniem dyskusji na tematy techniczne z zakresu jej specjalności. Potrafi porozumiewać się na tyle płynnie i spontanicznie, by prowadzić normalną rozmowę z rodzimym użytkownikiem danego języka, nie powodując przy tym napięcia u którejkolwiek ze stron. Potrafi formułować przejrzyste wypowiedzi ustne i pisemne w szerokim zakresie tematów, a także wyjaśniać swoje stanowisko w sprawach będących przedmiotem dyskusji, rozważając wady i zalety różnych rozwiązań.

System ten jest oczywiście niedoskonały. Problem polega na tym, że większość osób władających językami obcymi sytuuje się gdzieś pomiędzy tymi poziomami, a sam system faworyzuje osoby, które uczyły się języka w sposób formalny. Idealny system, który będzie w pełni obiektywny i nie będzie nikogo faworyzował, jednak nie istnieje i zapewne nigdy nie będzie istniał, m.in. dlatego, że ludzie nie są automatami i każdy z nich ma inną historię nauki języka i doświadczenia, które pozwoliły im ten język szlifować.

Specjalny interface tłumacza

Na koniec warto przytoczyć to, co myślą na temat znajomości języka osoby, które z nauki i używania języków obcych uczyniły zawód i miały wiele okazji, aby gruntownie przemyśleć ten problem. Bardzo ciekawy głos pochodzi od znanego poligloty, tłumacza i pisarza – Roberta Stillera, który spolszczył m.in. wiele tomów przygód Jamesa Bonda, a także Alicję w Krainie Czarów (http://marhan.pl/index.php/jezyk-angielski/37-poligloci/75-robert-stiller). Jego zdaniem, na znajomość języka składa się oprócz mówienia, rozumienia, czytania i pisania, także tłumaczenie. Paradoksalnie – według Stillera – najłatwiejszą z tych umiejętności jest płynne mówienie, które większość z nas utożsamia ze znajomością języka. Trudniejsze jest choćby rozumienie, bo ono wymaga znajomości słownictwa i struktur gramatycznych, z którym możemy się nie stykać w codziennym życiu. Płynne mówienie i rozumienie z kolei niekoniecznie pociągają za sobą umiejętność czytania i pisania. Rodzaj języka, jakim posługują się rodzimi jego użytkownicy w piśmie zazwyczaj różni się od tego, jaki możemy usłyszeć w konwersacji. Ale nawet jeśli radzimy sobie z czytaniem gazet bądź urzędowych pism, wcale nie jest powiedziane, że będziemy sami w stanie np. sporządzić urzędowe pismo w danym języku.

Osobną i odrębną umiejętnością od dotychczas wymienionych jest tłumaczenie. Zdaniem Stillera, fakt, że posiedliśmy już umiejętność mówienia, rozumienia, pisania i czytania, nie czyni nas automatycznie tłumaczami. – Ten szczególny komputer, jakim jest ludzki mózg, może zawierać w sobie (wrodzony i później rozbudowany) program w rodzaju interface i to jest mózg tłumacza. Posiada on szczególne predyspozycje. Albo nie posiada ich i wtedy mu nie pomoże nawet dobre opanowanie czterech pozostałych umiejętności – mówi Stiller.  

Czy cel zostaje osiągnięty?

Z pewnością trzeba przyznać rację Stillerowi w jednym: umiejętność rozumienia, mówienia, pisania i czytania nie wystarczą, aby coś dobrze przetłumaczyć. Przekonał się o tym każdy, kto kiedyś próbował oddać w jednym języku sens jakiegokolwiek tekstu napisanego w innym. Ale czy mózg tłumacza jest wyposażony w jakiś dodatkowy mechanizm, którego pozbawiona jest reszta śmiertelników? A może tłumaczem czyni człowieka dobra  znajomość języka poparta głęboką refleksją na temat sposobów użycia zarówno języka oryginału, jak i docelowego? Pytanie pozostaje otwarte.

Jak widzimy więc, nie istnieje jedno uniwersalne kryterium, które pozwalałoby nam powiedzieć z całą pewnością, że znamy konkretny język. Innych odpowiedzi będą udzielać naukowcy, innych urzędnicy, a jeszcze innych tłumacze. Gdyby zapytać nauczycieli języków obcych, co dla nich stanowi o znajomości języka, zapewne udzieliliby jeszcze innej odpowiedzi. Dlatego podejście profesora Lipskiego wydaje się najwłaściwsze. Gdy zapyta nas ktoś, czy znamy np. hiszpański, zastanówmy się, w jakim celu go zazwyczaj używamy i czy cel ten zostaje osiągnięty. Jeśli tak, nie ma powodu, abyśmy czuli się nieswojo. Pamiętajmy, że zawsze znajdzie się ktoś kto zna od nas dany język lepiej, ale jest też całe mnóstwo ludzi, którzy znają go gorzej.

Karol Chlipalski

 

 

 

Serwis Wszystko o dwujęzyczności jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. Utwór powstał w ramach zlecania przez Kancelarię Senatu zadań w zakresie opieki nad Polonią i Polakami za granicą w 2016 roku. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o zleceniu zadania publicznego przez Kancelarię Senatu oraz  przyznaniu dotacji na jego wykonanie w 2016 r.

 
 
 

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.