Inny język, inna natura?

Używając drugiego języka zachowujemy się nieco inaczej, myślimy w inny sposób , a nawet modyfikacji ulegają nasze sądy moralne.

Często mówiąc w nierodzimym dla nas języku, mówimy wolniej, z większym trudem dobieramy słowa, nie jesteśmy pewni, czy zrozumiemy wszystko, co powie do nas rozmówca. Wtedy zazwyczaj tracimy nieco na pewności siebie, zaczynamy obawiać się, że wszelkie nieporozumienia będą automatycznie zapisane na nasze konto. A to z kolei powoduje u nas zmianę zachowania: pocą nam się ręce, spuszczamy wzrok, a nasza pamięć nagle okazuje się pusta, gdy tymczasem jeszcze przed momentem była pełna celnych argumentów. Okazuje się jednak, że zmiany, jakie w nas następują, gdy mówimy w obcym języku nie ograniczają się do tego co widać z zewnątrz, ale też dotyczą one sposobu, w jaki myślimy, a nawet sięgają dużo głębiej tzn. naszych moralnych sądów.

Wiele osób dwujęzycznych podkreśla, że funkcjonując w różnych środowiskach i mówiąc w innych językach czuje się nieco innymi osobami. Barbara Zurer Pearson, autorka książki Jak wychować dziecko dwujęzyczne np. zaobserwowała, że po dłuższym pobycie we Francji i osiągnięciu sporej biegłości w posługiwaniu się językiem francuskim w niej samej zaszła zmiana: Nie wiem dlaczego, ale gdy mówiłam po francusku, stałam się bardziej otwarta i towarzyska i nawet sama byłam zaskoczona tym, że zaczęłam pisać wiersze w tym języku, a nie było to coś, co miałam w zwyczaju robić wcześniej po angielsku. Nie jest to jedyna obserwacja tego typu. Podobne przemyślenia miała Eva Hoffman, pisarka polsko-żydowskiego pochodzenia urodzona w Krakowie, która swoje doświadczenia związane z powolnym wchodzeniem w nowy język i nową kulturę opisała w książce „Zagubione w przekładzie”. W książce tej jest kapitalny fragment, w którym bohaterka zastanawia się, czy wyjść za mąż. Najpierw rozważa argumenty za i przeciw po angielsku, a następnie po polsku. W zależności od tego, w którym ze znanych jej języków myślała, wnioski były różne.

Grać dalej czy odejść od stołu

Problem zmian, jakie zachodzą w nas, gdy mówimy w innych językach zainteresował też badaczy eksperymentalnych. Naukowcy przeprowadzili bardzo wiele badań, które wskazują na to, że mówiąc w obcym dla nas języku kierujemy się nieco innymi przesłankami np. myślimy bardziej racjonalnie, słabiej oddziałują na nas argumenty natury emocjonalnej, w mniejszym stopniu jesteśmy w chętni, aby podejmować ryzyko. Ciekawy eksperyment na temat naszej skłonności do hazardu przeprowadzili Shan Gao i jego współpracownicy z Uniwersytetu w Bangor w Wielkiej Brytanii. Po serii wygranych uczestnicy badania mieli podjąć decyzję, czy grać dalej, ryzykując utratę tego, co dotychczas wygrali, czy odejść od stołu. Okazało się, że czynnikiem, który miał duże znaczenie przy podejmowaniu tej decyzji był język, w którym została podana informacja o poprzedniej wygranej – gdy podawano ją po chińsku, osoby, których pierwszym językiem był chiński, częściej wycofywały się z gry, niż gdy podawano ją po angielsku. – Zapewne jest to spowodowane większym „zaufaniem” do ojczystego języka i silniejszym związkiem między językiem a emocjami niż w przypadku języka obcego – uważają badacze.

Inne badanie, które pozwoliło na wyciągnięcie podobnych wniosków zostało przeprowadzone przez Boaza Keysara, Sayuri Hayakawe i Sun Gyu An z uniwersytetu chicagowskiego. Zastosowali oni  zadanie badawcze określane jako Paradygmat Choroby Azjatyckiej. Jest to jedna z najczęściej stosowanych metod do badania wpływu kontekstu na zachowanie ludzi, która została wymyślona przez dwóch izraelskich ekonomistów: Daniela Kahnemanna i Amosa Tversky’ego. Polega on na przedstawieniu dwóm grupom badanych wyboru co do sposobu postępowania w obliczu groźnej epidemii. Każda z grup musi podjąć decyzję, jakie lekarstwo ma być użyte na podstawie dwóch różnych opisów. Pierwszy został sporządzony w odniesieniu do liczby osób, które umrą w wyniku zakaźnej choroby. Natomiast drugi – w odniesieniu do osób, które zostaną uratowane. Pomimo że w obu przypadkach liczba pewnych ofiar śmiertelnych będzie identyczna, zdecydowana większość osób skonfrontowanych z „Paradygmatem Choroby Azjatyckiej” podejmuje decyzję, z której skutkami zapoznaje się w kontekście korzyści – liczby uratowanych, a nie tych, którzy umrą. W eksperymencie przeprowadzonym w Chicago, w ramach którego uczestnicy badania zapoznawali się z zadaniem w nierodzimym języku, obie grupy były równoliczne, co potwierdza tezę o silniejszym powiązaniu języka ojczystego z emocjami.

A co z naszym instynktem moralnym?

Skoro badacze stwierdzili, że przetwarzając informację w nierodzimym języku, jesteśmy w stanie myśleć bardziej „na zimno”, uzasadnione jest pytanie, jak daleko ta chłodna kalkulacja będzie sięgać, czy chodzi tu tylko i wyłącznie o bardziej analityczne podejście do problemu, czy może jest to problem modyfikacji zasad moralnych. Na ten problem rzuca światło badanie przeprowadzone niedawno przez hiszpańskiego badacza Alberta Costę.

Eksperyment ten opierał się na nieco zmodyfikowanej wersji często używanego przez etyków „dylematu wagonika” (trolley problem): na torach kolejki znajduje się pięć osób, które za chwilę zginą, gdy wjedzie w nie rozpędzony wagon, który odczepił się od składu i toczy się w dół napędzany siłą grawitacji. Można ich uratować przestawiając zwrotnicę i kierując wagonik na boczny tor. Jednak na bocznym torze znajduje się niczego niespodziewający się człowiek. Uczestnik badania musi podjąć więc decyzję, czy przestawić zwrotnicę i skazać na śmierć Bogu ducha winnego człowieka, czy pozostawić wypadki swojemu losowi, czego skutkiem będzie śmierć pięciu osób.

Costa nieco zmodyfikował to zadanie przedstawiając uczestnikom eksperymentu wybór pomiędzy nieingerowaniem w sytuację, a zepchnięciem z mostku nad torami nieznanego im człowieka, który poniesie śmierć, ale jego ciało zablokuje koła wagonika. Wagonik wówczas zatrzyma się i nie zrobi krzywdy pięciu osobom znajdującym się na torach poniżej. Okazało się, że wybór odpowiedzi pozostawał w dużym związku z językiem, którym zadanie to zostało przedstawione. Odsetek osób, które zapoznały się z nim w języku obcym (którego zaczęły uczyć się po okresie dzieciństwa), i które zadeklarowały gotowość zepchnięcia nieznajomego na tory, wyniósł mniej więcej 50 proc. Tymczasem gdy zadanie było przedstawiane w języku ojczystym uczestników, wynosił on znacznie mniej – bo 20 proc.

Ugotował i zjadł swojego psa

Oceny moralne osób, które zapoznają się z problemem w języku obcym są też różne od reszty populacji w konfrontacji z problemami mniej „dramatycznymi”, niż pozbawianie życia przypadkowych przechodniów dla dobra ogółu. Janet Geipel wraz ze swoimi współpracownikami z Uniwersytetu Trydenckiego przedstawiła uczestnikom badań szereg opisów sytuacji, które były – co najmniej – problematyczne od strony obyczajowej i moralnej. Osoby te miały przedstawić swoją ocenę np. rodzeństwa współżyjącego seksualnie (za obopólną zgodą) czy mężczyzny, który ugotował i zjadł swojego ukochanego psa po tym, gdy ten zginął potrącony przez samochód. Oceny tych sytuacji przez osoby, które zapoznawały się z problemami w nierodzimym dla siebie języku, były znacznie mniej negatywne, niż w sytuacji gdy przedstawiano im ten problem w języku ojczystym.

Doświadczenie powiązane z językiem

Czy więc funkcjonując w otoczeniu obcojęzycznym stajemy się bardziej zimni, logiczni do bólu i tym samym „nieczuli”?  Starając się odpowiedzieć na to pytanie, naukowcy nie przedstawili dotąd jednej wyczerpującej i satysfakcjonującej wszystkich odpowiedzi. Część z nich stara się ten problem tłumaczyć tym, że nasze doświadczenia zostają na trwale powiązane ze słowami (językiem), za pośrednictwem których je przeżywamy. Dzieciństwo jest okresem szczególnie bogatym w emocjonalne wspomnienia i te uwalniają się, gdy pada dane słowo. Tymczasem słowa w językach obcych, których nauczyliśmy się w bardziej „sterylnych” warunkach np. np. w szkolnej klasie (albo, co gorsza przy użyciu sprzętu audio-video, np. przez słuchawki, bądź za pośrednictwem komputera), nie niosą ze sobą takiej liczby wspomnień. Gdy więc zapoznajemy się z daną historią, nie wywołuje ona w nas żadnych emocji (albo wywołuje ich bardzo niewiele).

Teoria ta do pewnego stopnia znajduje wsparcie w eksperymencie przeprowadzonym przez na Uniwersytecie Bostońskim. Uczestników badania podłączono do urządzenia mierzącego stan pobudzenia emocjonalnego wykorzystując naturalne przewodnictwo elektryczne skóry i prezentowano im w dwóch językach (tureckim – ojczystym i angielskim – jako drugim) słowa neutralne, słowa społecznie nieakceptowane, a także upomnienia. Jak się okazało, te dwie ostatnie kategorie słów w drugim języku wywoływały bardzo niewielki stopień pobudzenia emocjonalnego u uczestników badania. Tymczasem w pierwszym języku reakcja fizjologiczna była bez porównania silniejsza, szczególnie, gdy osoby badane słyszały upomnienia.

Mimo że przekleństwa w drugim języku nie robią na nas większego wrażenia, a nawet bylibyśmy w stanie mówiąc w nim rozważać zepchnięcie niewinnego człowieka na tory kolejowe, wcale nie oznacza to, że tkwią w nas dwie różne osoby, które dochodzą do głosu w zależności od języka, jakim się aktualnie posługujemy. Słynny francuski językoznawca Francois Grosjean powiedział kiedyś, że osoba dwujęzyczna to nie dwaj jednojęzyczni w jednej skórze i żadne badania na razie tej jego tezy nie unieważniają. Pozostając wciąż tą samą osobą możemy wykorzystać na naszą korzyść wiedzę o nacechowaniu (a raczj jego braku) emocjonalnym języków, które znamy. Zrobił tak m.in. Nelson Mandela, który do negocjacji na temat zniesienia apartheidu z Willemem de Klerkiem, swoim poprzednikiem na stanowisku prezydenta RPA, wybrał język afrikaans, który był językiem ojczystym de Klerka, a nie Mandeli. Zapytany przez zdziwionych współpracowników, miał odpowiedzieć: – Jeśli się mówi do kogoś w języku, który ten ktoś rozumie, argumenty trafiają do rozumu, a jeśli się mówi w jego ojczystym języku, te same argumenty trafiają do serca.

Karol Chlipalski

 

Serwis Wszystko o dwujęzyczności jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. Utwór powstał w ramach zlecania przez Kancelarię Senatu zadań w zakresie opieki nad Polonią i Polakami za granicą w 2016 roku. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o zleceniu zadania publicznego przez Kancelarię Senatu oraz  przyznaniu dotacji na jego wykonanie w 2016 r.

 
 
 
 
 

 

 

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.