Naturalny węzeł komunikacyjny

W szkole polskiej w Oslo spotykają się nie tylko dzieci, aby wspólnie uczyć się języka polskiego i zdobywać informacje o Polsce. Przychodzą tu także dorośli, aby spędzić tu wspólnie czas.

W sobotni poranek na początku grudnia zmierzam z wizytą do Polskiej Szkoły Sobotniej im. Jana Pawła II w stolicy Norwegii – Oslo. Chociaż lekcje zaczynają się o 10.00, już o 9.30 budynek wypełnia się nauczycielami, uczniami i rodzicami, a na parkingu trudno znaleźć wolne miejsce. Nic dziwnego – w tym roku szkolnym do szkoły zapisanych jest aż 270 uczniów – od przedszkolaków, aż po szesnastolatków, czyli uczniów w wieku odpowiadającym obecnej ostatniej klasie polskiego gimnazjum. Ponieważ szkoła nie ma własnego budynku i co drugi tydzień, kiedy odbywają się zajęcia, na kilka godzin wynajmuje sale od regularnej norweskiej szkoły, przed lekcjami potrzebna jest pełna mobilizacja – trzeba przygotować sale, wynieść z magazynu w piwnicy pomoce naukowe, na kilka godzin zastąpić wiszącą przy tablicy mapę Norwegii mapą Polski.

Najbardziej zaskakuje mnie widok kolejnych mam i ojców, którzy prowadząc swoje pociechy, w drugiej ręce transportują z samochodów tace z ciastem i pudełka z sałatkami. Okazuje się, że – w przeciwieństwie do wielu sobotnich szkół w innych miejscach – tutaj do szkoły przychodzą również rodzice i kiedy dzieci uczą się polskiej historii i ortografii, oni mają czas, by spotkać się i porozmawiać przy kawie i drugim śniadaniu. – Staramy się, żeby nasza szkoła była miejscem spotkań dla całej okolicznej Polonii, nie tylko dla dzieci i młodzieży – mówi pani Hanna Sand, od wielu lat dyrektorka szkoły. – Jeszcze niedawno przychodziły do nas starsze osoby, które wprawdzie dawno już odchowały swoje dzieci i nie miały wcale wnuków, by przyprowadzić je do szkoły, ale nadal nas odwiedzały właśnie po to, żeby zobaczyć się ze znajomymi, porozmawiać po polsku. Na co dzień ludzie rozsiani są po okolicy, nie mają wiele okazji, żeby spędzać razem czas, więc szkoła jest takim naturalnym węzłem komunikacyjnym – dodaje.

Integracyjną rolę szkoły doceniają również uczniowie. Podczas przerwy zagaduję Anię, uczennicę szóstej klasy. Pytam, czy nie przeszkadza jej, że również w sobotę musi chodzić do szkoły. – No, czasem tego nie lubię, że muszę wstawać wcześnie rano nawet w sobotę – przyznaje szczerze Ania. – Ale z drugiej strony, strasznie się cieszę, że mamy taką szkołę i że do niej chodzę, że rodzice mnie tu przywożą. Mam tu moje dobre przyjaciółki, nawet może trochę lepsze, niż te z normalnej norweskiej szkoły? To jest fajne, że jesteśmy do siebie podobne, że może my rozmawiać po polsku i ze one też mają dziadków w Polsce, dzięki temu mamy różne wspólne tematy do rozmowy. No i mamy co jakiś czas super imprezy, na przykład po świętach będziemy mieć zabawę karnawałową, taką z przebieraniem się, już się nie mogę doczekać!

Rzeczywiście, od kolejnych nauczycieli i nauczycielek, z którymi udaje mi się zamienić kilka słów, kiedy w pośpiechu przebiegają z jednej klasy do drugiej, też słyszę, że na kolejny „zjazd” zaplanowana jest zabawa karnawałowa i konkurs na najlepszy kostium, a tydzień wcześniej odbyły się w szkole mikołajki. Organizując dla uczniów tego typu spotkania, nauczyciele starają się sprawić, by uczniowie kojarzyli polską szkołę (a co za tym idzie, też i język polski) nie tylko z dodatkowymi obowiązkami i nauką, ale również z przyjemnościami i rozrywkowym spędzaniem czasu. Okolicznościowe akademie, na przykład świąteczne czy organizowane z okazji różnych narodowych rocznic, są też świetnym pomysłem, aby w atrakcyjny sposób przemycić wiedzę historyczną, a także pokazywać i przekazywać polskie tradycje.

A jak wygląda przekazywanie wiedzy w klasycznej formie, czyli podczas lekcji? Dzięki uprzejmości pani od geografii mogę podejrzeć, jak wygląda lekcja w gimnazjalnej klasie. Uczniowie pracują z autorskimi podręcznikami stworzonymi przez nauczycieli na potrzeby szkoły w Oslo. Brak pomocy naukowych, które byłyby dobrze dopasowane do specyficznych potrzeb szkół sobotnich, to powszechna bolączka polskich nauczycieli za granicą. Z oczywistych przyczyn trudno im korzystać z podręczników, które wykorzystywane są w szkołach w Polsce: szkoły za granicą mają o wiele, wiele mniej czasu na realizację programu, poza tym podręczniki napisane są zbyt trudnym językiem dla uczniów, którzy na co dzień uczą się po norwesku. Ale sama lekcja w szkole w Oslo wygląda właściwie tak samo, jak lekcje w Krakowie czy Lublinie. Trafiam akurat na temat „gospodarka nad morzem”. Uczniowie wymyślają, w jaki sposób można gospodarczo wykorzystać potencjał wybrzeża, poznają nadbałtyckie miejscowości, uzupełniają mapy konturowe. Jestem zaskoczona, jak świetną polszczyzną posługuje się cała grupa! Spodziewałam się raczej norweskich wtrąceń, a tymczasem nawet nielegalne śródlekcyjne pogaduszki odbywają się w całości po polsku. I tylko raz, w odpowiedzi na upomnienie nauczycielki, żywiołowy Szymon mruczy pod nosem, ze skoro przyszedł do szkoły w sobotę, to chciałby mieć trochę więcej luzu i żartów na lekcji, w końcu to weekend…

Większość uczniów w szkole to dzieci polskich rodzin, które przyjechały do Norwegii, ale jest też spora grupa dzieci z rodzin mieszanych, polsko-norweskich. Nie wszyscy mieszkają w Oslo, niektórzy uczniowie przyjeżdżają do szkoły z miejscowości odległych o 100 kilometrów! – Naprawdę podziwiam i doceniam determinację tych rodziców – mówi pani Hanna. I rzeczywiście, ze względu na ograniczenia lokalowe już od kilku lat wielu chętnych nie zostaje przyjętych do szkoły. A ponieważ w Oslo nie ma drugiej szkoły sobotniej (jest jeszcze szkoła przy ambasadzie, ale tam zajęcia odbywają się przez cztery dni w ciągu tygodnia, więc dla rodzin spoza Oslo nie jest to rozwiązanie), to niestety część dzieci zostaje odesłana z kwitkiem. Wynajmowanie budynku i tak pochłania niemal cały budżet szkoły, więc Hanna Sand i jej współpracownicy nie mają wielu możliwości, by rozszerzyć swoją działalność. – W dużej mierze nasza praca jest pro publico bono, nauczyciele otrzymują raczej rekompensatę za spędzony w szkole czas, niż prawdziwe wynagrodzenie, w ciągu tygodnia wszyscy pracujemy zarobkowo w zupełnie innych branżach. Ja nie tylko poświęcam szkole większość wolnych chwil, ale jeszcze zaangażowałam w szkołę swojego męża Norwega! – śmieje się pani Hanna. Mąż pani Hanny nie tylko pomaga w prowadzeniu szkoły, ale w dodatku świetnie mówi po polsku! – Dwa lata z rzędu wyjeżdżałem na wakacyjne obozy językowe organizowane przez Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej w Świecie na Uniwersytecie Jagiellońskim, najlepsze wakacje w życiu! – wspomina Bjorn Sand. Gdy starsza córka państwa Sandów miała kilkanaście lat, rodzice wysłali ją na podobny obóz dla młodzieży. I – jak dziś uważają – był to chyba najlepszy pomysł na zachęcenie nastolatki do nauki języka. Poznała tam mnóstwo osób z całego świata, które mają polskie korzenie i uczą się polskiego, do tej pory ma z nimi kontakt. Prowadzone przez Centrum UJ obozy językowe cieszą się tu w Oslo zdecydowaną popularnością, wielu starszych uczniów ma je za sobą, a młodszym rodzice zapowiadają, ze jak tylko dojdą odpowiednich lat, również pojadą na lato do Krakowa. Więc może z częścią z nich jeszcze się wkrótce zobaczę?

Joanna Durlik

 
Serwis Wszystko o dwujęzyczności jest dostępny na licencji Creative Commons
Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu
Warszawskiego. Utwór powstał w ramach zlecania przez Kancelarię Senatu zadań
w zakresie opieki nad Polonią i Polakami za granicą w 2016 roku. Zezwala się na
dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym
informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o zleceniu zadania
publicznego przez Kancelarię Senatu oraz  przyznaniu dotacji na jego wykonanie w 2016 r.

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.