As if…
No ładnie… Mój mąż dzisiaj, bynajmniej nie od niechcenia rzucił w moją stronę: ‘You’re spending money, as if there was no tomorrow’. Przełknęłam tę wymówkę, czy wręcz „cichy” nakaz (zakaz?), po czym natychmiast zmieniłam temat, a właściwie, i gwoli ścisłości, to go po prostu nie podjęłam, bo i po cóż? Czy to przestępstwo wydawać? Przecież ktoś musi utrzymywać ten cały KAPITALIZM. I w tym sedno sprawy – naprawdę KAPITALNIE się wydaje…
Drogie Panie i koleżanki kapitalne zakupantki, czy serce Wam nie rośnie na myśl, że jakieś słodkie cudo zabłyśnie na Waszym palcu, czy może inna miła „szmatka” – gratka nie zawiśnie w szafie, lub na Was samych? Tomorrow – czy carpe diem?
Ktoś mi kiedyś powiedział: „pieniądze – rzecz nabyta”. Ileż w tym rozkosznym stwierdzeniu prawdy. Systematycznie, chociaż nie zawsze spontanicznie chodzimy do pracy. Powielamy ten schemat tyle razy ile dni roboczych w tygodniu. Gdy mamy pecha, przynosimy pracę do domu, aby móc nad nią w ciszy domowych pieleszy wzdychać i ostatnie poty z siebie wyciskać. What for?
Tydzień – 168 tykających godzin, z nich jakieś 40 spędzamy zarabiając na „życie”, kolejnych 40-50 przesypiamy (if you’re lucky), jeszcze kilka „spożywamy” na posiłki, kolejnych kilkanaście „inwestujemy” w prace domowe, ile więc zostaje na przyjemności? Moja kalkulacja jest prosta i proporcjonalna – jeśli jedną czwartą tego całego zamieszania pracujemy to i jedną czwartą wydajemy – oczywiście z pomysłem, zamysłem i rozmysłem. Tym samym wpisujemy się w kanony KAPITALIZMU dokładnie tak jak to przewidzieli jego twórcy.
Słyszałam, że naukowcy odkryli wreszcie kobiecy punkt G; znajdować ma się on na końcu słowa shoppinG – doprawdy kocham naukę, a przynajmniej autora tego stwierdzenia. Któż bowiem w tym samym stopniu może sprawić kobiecie tyle przyjemności ileż ona sama. Zadowolenie – rzecz ważna, spełnienie – jeszcze ważniejsza.
I tak jak w dobrym i radosnym związku, kupująca(y) i przedmiot zakupów zmysłowo się uzupełniają. Rzecz wabi i nęci, kokietuje i zachęca – prawdziwy erotyczny taniec, gdy jak chochlik coś nagle i jakby od niechcenia catches your attention. Ta gra wyobraźni, ukradkowa wymiana spojrzeń, wreszcie dotyk i już wiesz, że ten drobiazg musi być Twój, bo jest jakby dla Ciebie stworzony. To zapatrzenie nie trwa długo, wyciągasz zasoby coby nabyć to cudo, i posiąść je bez reszty. Rabacik, czy obniżka dopełnia ekstazy.
Zamknij oczy i wyobraź sobie. Przygasają światła. Sztuczny zmrok powoli wypełnia pustkę, której ciszę mąci tylko mechaniczny turkot opuszczanych żaluzji i butów na obcasach, ale te ostatnie dźwięki i westchnienia należą już tylko do Ciebie i Twojej najbliższej zakupowej towarzyszki – bratniej duszy, która tu, obok Ciebie, w opuszczonym centrum handlowym, odnalazła rozkoszne zmęczenie, które napęczniało w torbach o szeleszczących nazwach. As if there was no tomorrow? What if there is no tomorrow? There’s only HERE and NOW. CARPE DIEM my friend!
Izabela Dixon