Wywiad z Jarosławem Wasikiem

Miłośnicy kręgu „Krainy Łagodności” i poezji w muzyce świetnie pamiętają jego ciepły, matowy głos i piosenkę „Nastroje”, która zawładnęła sercami słuchaczy. Pod długiej przerwie w nagrywaniu artysta powraca z nową płytą, a jej zawartość ma być niespodzianką dla fanów. O niej, a także o swoich pasjach i zajęciach pozamuzycznych opowiada w wywiadzie dla Opinii Jarosław Wasik.

Z wykształcenia jest Pan kulturoznawcą, ale też aktorem-wokalistą. Nie tęskni Pan za zawodem aktora?

JW: O aktorstwie marzyłem w czasach szkolnych. Przypominam sobie, że pierwszy raz – jako piętnastolatek – spędzając w Warszawie ferie, wszedłem do Akademii Teatralnej na Miodowej i niezauważony przez portiera, spacerowałem po korytarzach, oglądałem tablice ze zdjęciami absolwentów, wypiłem ze trzy kawy w szkolnym bufecie. Pamiętam, że te kawy były pretekstem, ponieważ równocześnie przysłuchiwałem się zajęciom prowadzonym przez Jana Englerta ze studentami (w bufecie właśnie). Myślę, że była to przerwa w pracy nad spektaklem dyplomowym, ale studenci najwyraźniej korzystali z uwag mistrza także poza salą prób. Marzyłem, żeby dostać się tam na studia. Po maturze złożyłem dokumenty i przyjechałem na egzamin. Mówiłem „Niepewność” Mickiewicza i „Pobór” Grochowiaka. Odpadłem na pierwszym etapie. Wydawało mi się przez moment, że zawalił się świat, ale potem w dwa i pół roku skończyłem szkołę wokalną, zacząłem wygrywać festiwale, pisać piosenki, grać koncerty i szybko przestałem żałować, że nie jestem aktorem. Bycie aktorem wymusza pracę zespołową, ja stanowczo wolę sam brać odpowiedzialność za swoją twórczość.

Jarosław Wasik, fot. Piotr PerzynaA co jest Pana największą pasją w życiu?

JW: Ludzie. Spotkania z nimi, rozmowy, wymiana poglądów, przebywanie. I podróże, częściej po Polsce, niż zagranicą. I znowu ludzie i rozmowy z nimi. I poezja. I rower, muzyka, koncerty, teatr, kino, szeroko pojęte media, dziennikarstwo, „spacerologia”  – dużo tego…

Na Pana stronie internetowej jest dział poświęcony kulinariom. Czyżby ukryty talent?

JW: Kolejna pasja. Odkryłem ją już dawno temu. Pomogła mi w tym „odwaga”, że trzeba spróbować, zaryzykować, że jak coś nie wyjdzie, to się wyrzuci – trudno. Trzeba przełamać w sobie wyniesione z domu: pamiętaj, jedzenia się nie wyrzuca! Szczególnie na początku, gdy nawet nie rozróżniasz gatunków mięs w sklepie, nie mówiąc już o tym, w jaki sposób je przyrządzić. Trzeba zaryzykować, bo w innym przypadku, do końca życia pozostaniesz przy umiejętności smażenia jajecznicy i robienia herbaty z cytryną. Dzięki odrobinie ryzyka w kuchni, po kolei zacząłem podejmować próby i gotowanie w tej chwili nie sprawia mi kłopotu, wręcz bawi i relaksuje. Muszę przy okazji dodać, że największą frajdą jest gotowanie dla innych, nie dla siebie. Wydaje mi się, że moją specjalnością są zupy. Zielone. Szpinakowa z kawałkami podsmażanych roladek, z czosnkiem i tartym serem, brokułowa z grzankami i szczawiowa, podawana klasycznie z jajkiem na twardo. Robię też krem grzybowy i żurek, który zawdzięcza świetny smak i konsystencję zakwasowi, kupowanemu w barze „Pierożek” w Opolu. Na mojej stronie jest prosty przepis na tortille, który stworzyłem sam, ale podpatrywałem rodzaje składników i sposób ich przyrządzania, będąc na kapitalnych wakacjach w Meksyku. To niestety jedyne miejsce – poza Europą – które dotychczas odwiedziłem, ale wspomnienia, w tym kulinarne, pielęgnuję do dziś.

Ma Pan na koncie wiele rozmaitych nagród i wyróżnień przyznanych przez jury, a także publiczność. Która z nich jest dla Pana najważniejsza?

JW: Najważniejszą nagrodą jest publiczność, która przychodzi do dziś na moje koncerty, bez względu na to, czy śpiewam w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Słupsku, Olecku, Oleśnie, Turku, Siedlcach, Brzegu, Szamotułach czy Kwidzynie. Mieszkańców wszystkich pominiętych miejscowości, które odwiedziłem – przepraszam.

Gatunek muzyki, jakim się Pan zajmuje nie jest ani łatwy, ani szczególnie popularny. Czy to nie zniechęca?

JW: Nie liczyłem nigdy na to, że będę wykonawcą sprzedającym setki tysięcy płyt. Jestem szczęśliwy, gdy znajduje się sto osób, które przyjdzie spędzić wieczór z Wasikiem, jego muzyką i tekstami.

Kto jest odbiorcą muzyki Jarosława Wasika?

JW: Wydaje mi się, że częściej kobiety, niż mężczyźni (ale może się mylę), raczej ludzie starsi niż młodsi, na pewno wyczuleni na słowo i lubiący akustyczne brzmienie w muzyce.

Od pierwszego wybrzmienia piosenki „Nastroje” minęło 14 lat. Czy był Pan wtedy rozpoznawalny? A jak z tą rozpoznawalnością jest teraz?

JW: Był moment, że nasilenie spojrzeń na ulicy było duże. Dziś, zdarza mi się czasami być rozpoznany, lecz częściej wtedy, gdy się odezwę. To zresztą przyjemne, gdy ktoś nagle kojarzy głos i pamięta piosenki. Jakbym się nie odzywał, mógłbym być całkowicie incognito.

Czy ma Pan swoją faworytkę spośród wszystkich Pana piosenek? Jeśli tak – jaką?Jarosław Wasik, fot. Adam Pasierski

JW: Poza „Nastrojami”, które polubiło wiele osób, utworem, który zawsze śpiewam z dużymi emocjami i który chyba „zostaje w ludziach” jest „Posłanie do Nadwrażliwych” z muzyką Pawła Damca do tekstu Kazimierza Dąbrowskiego.

Jakiej muzyki słucha Pan na co dzień?

JW: Jedyną płytą z kręgu Krainy Łagodności, której słucham od wielu lat (najchętniej rano), jest drugi krążek Grzegorza Turnaua – „Pod światło”. Na co dzień w moim domu rozbrzmiewają dźwięki śpiewane przez takich artystów jak Jill Scott, Alicia Keys, Michael Buble, Sting, Air… Bardzo dużo słucham też radia – Pinu, Trójki, Chilli Zet, Tok FM, Jedynki, a w czasie podróży lokalnych rozgłośni. Poza muzyką, w radiu szukam informacji, reportaży, audycji, które nie krzyczą na ludzi.

Doktorat pochłania mnóstwo czasu i energii. W jaki więc sposób Pan odpoczywa?

JW: Odpoczywam w towarzystwie ludzi, praca naukowa zaspokaja w zupełności moje zapotrzebowanie na samotność.

Jest Pan realistą, czy raczej nosi „but w butonierce”?

JW: Nie znoszę powoływania się na znaki zodiaku, ale cechy przypisywane koziorożcom, są w większości moimi cechami. Lubię zaplanować, ustawić dzień, tak, żeby nie marnować czasu, ostatnio przestały mi wystarczać przypomnienia ustawiane w telefonie i powróciłem do starego, dobrego „kajetu”, który zawsze noszę przy sobie. Musi być jedna strona na jeden dzień. Inaczej się gubię, ale wiąże się to z moimi dodatkowymi zajęciami, którym się poświęcam. Od czterech lat organizuję w Warszawie Festiwal Piosenki Artystycznej „Poetycka Dolina” na Służewiu, impreza trwa jeden dzień, ale pracuję nad nią cały rok. Organizacja takiego festiwalu wiąże się z wieloma sprawami: od zaproszenia gwiazd, jurorów, prowadzących, uczestników, patronów medialnych, przez rezerwację hoteli, reklamę, do zamówienia krzeseł dla widowni, wybieraniu słupów reklamowych i zakupienia tortu dla laureata grand prix. Bez kalendarza zginąłbym w gąszczu drobiazgów i niewykonanych telefonów.

Jaka będzie następna płyta?

JW: Autorska i akustyczna. Producentem muzycznym tej płyty jest Igor Przebindowski, ja napisałem wszystkie teksty piosenek, a muzykę skomponowali, poza Igorem, Robert Cichy i Tomek Ordaszewski. Będzie nowocześnie, ale poetycko. Mam nadzieję, że zaskoczę ludzi, którzy myślą, że zatrzymałem się „w latach dziewięćdziesiątych” poprzedniego stulecia. To, co może się wydarzyć na skutek nowej płyty nazywam: WASIK – REAKTYWACJA i uśmiecham się pod nosem. Poczekajmy do jesieni, bo przecież mówić o muzyce, to tak jak tańczyć o poezji (śmiech).

Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia we wszystkich przedsięwzięciach.

Anna Jankowiak

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.