Wywiad z Alanem Michaelem

Festiwal w Sopocie był kiedyś świętem miłośników muzyki. W odróżnieniu do współczesnych imprez, w przeszłości otwierał drzwi do kariery wschodzącym gwiazdom, a dla widzów był wyczekiwanym wydarzeniem kulturalnym. Tam właśnie Polska miała okazję poznać Alana Michaela, żywiołowego artystę z Holandii, który zdążył już zdobyć uznanie w swoim kraju.

Płynąca w jego żyłach mieszanka bałkańskiego temperamentu i polskiej fantazji doprawiona niezwykłym talentem sprawiła, że z miejsca podbił serca polskiej publiczności. Dziś, z bezpiecznego dystansu do branży muzycznej, w specjalnym wywiadzie dla Opinii, Alan Michael opowiada o swoim życiu.

Od Twojego pierwszego występu w Polsce minęło ponad dwadzieścia lat. Co przez ten czas się z Tobą działo?

AM: To było tak dawno temu?? Wydaje się, że wczoraj. Wciąż pamiętam każdy występ i niemal każdego, kogo tam spotkałem. Nie muszę więc zaznaczać, że ten okres życia zajmuje w moim sercu szczególne miejsce. Od tego czasu jeszcze przez około 6 lat robiłem własną muzykę. Mieszkałem w Los Angeles, Nowym Jorku, Chicago i Miami, przez chwilę też pracowałem z R-Kelly, TOTO i wieloma innymi wspaniałymi muzykami. Poznałem również Oprah (wtedy jeszcze szczupłą Oprah) – to był naprawdę fantastyczny czas.

Doszedłem jednak do wniosku, że bardziej lubię pisać i produkować nagrania niż samemu być artystą. Nie zrozum mnie źle, uwielbiałem występować i śpiewać dla swojej publiczności, ale biznes związany z byciem artystą już mnie nie pociągał. Ci wszyscy aroganccy ludzie w przemyśle nagraniowym, DJ-je, prezenterzy telewizyjni, grono decydentów, itd… W końcu zdecydowałem, że nikomu nie będę lizać tyłka (wybacz łacinę), tylko zajmę się tym, co od zawsze kochałem, czyli robieniem muzyki. Ale tak bardzo brakuje mi moich pięknych fanek! (westchnienie)

Założyłem własną wytwórnię Hawkeye Music Productions oraz firmę telewizyjną Hawkeye Media House. Zainwestowałem fortunę w nowych artystów, wyprodukowałem rewelacyjne nagrania i pewnego dnia odkryłem, że cały przemysł, który znałem zniknął. Ściąganie plików zniszczyło rynek, wszystko stawało się coraz tańsze, a „najwspanialsze nowe gwiazdy” pochodziły z „Idola”. Jakość artystów nie jest już taka jak kiedyś, ponieważ uczymy dzisiejsze pokolenie, że tak naprawdę nie ma znaczenia, czy jesteś dobry czy nie, ważne, by wystąpić w „Idolu”, „Popstars” i innych programach tego typu o wątpliwym poziomie, w których możesz z miejsca stać się gwiazdą. Osobiście uważam, że prawdziwy artysta na którymś etapie swojego życia głodował. I właśnie takiemu artyście w ciężkich czasach pomaga tkwiący w nim talent, który w końcu wybawia go z opresji. Nie zawsze tak jest, ale zasada dotyczy tych Naprawdę Wielkich.

Miałem więc wybór: zostać w przemyśle muzycznym, który zmienił się do tego stopnia, że zaczął mnie zniechęcać, i stać się zgorzkniałym muzykiem, lub wydostać się z niego, robić muzykę dla samej miłości do niej i znaleźć dla siebie coś jeszcze, co sprawiałoby mi radość. Wybrałem to drugie. W tej chwili, oprócz firmy telewizyjnej, otworzyłem centrum urody SPA. To niezupełnie to, o czym byś od razu pomyślała, prawda? Ale przynajmniej znów mam wokół siebie mnóstwo pięknych dziewczyn (śmiech). Żartuję (wcale nie). Przemysł związany z urodą i kondycją fizyczną zawsze mnie fascynował. Artyści i aktorzy od zawsze walczą o to, by jak najdłużej mogli pozostać młodzi. Teraz możemy im to zapewnić, np. dzięki nowej terapii tlenowej zwanej „Intraceuticals”, rekomendowanej przez Madonnę. W każdym razie w tej chwili bardzo lubię się tym zajmować.

Nagrywając swoją pierwszą płytę byłeś jeszcze nastolatkiem. Czy wpłynęło to w jakiś sposób na Twoje dalsze życie?

AM: Z pewnością miało to na mnie wpływ jak na każdego nastoletniego artystę, chociaż muzyką zajmuję się od szóstego roku życia. Myślę nawet, że to wpłynęło na mnie w jeszcze większym stopniu. Bardzo szybko dorastasz, tracisz zdolność właściwego oceniania spraw i gdy osiągasz już ten wiek, w którym powinieneś być dorosły, odkrywasz, że masz wszystko prócz dojrzałości. W moim przypadku popularność była umiarkowana, ale spójrz, co zrobiła z Michaelem Jacksonem. Spotkałem go parę razy i zawsze później ogarniał mnie smutek. Będzie go bardzo brakowało.
Ze mną jest chyba wszystko w porządku (mam taką nadzieję), bo wydaje mi się, że w odpowiednim czasie odciąłem się od branży.

Byłeś bardzo popularny w Polsce, również Twoje związki z tym krajem wydawały się bardzo silne.
Czym było to spowodowane?

AM: Moja mama jest Polką, więc w aspekcie rodzinnym ten związek zawsze był obecny. A odkąd sam byłem w Polsce i doświadczyłem ciepła jakim mnie obdarzono jako artystę, związki stały się jeszcze mocniejsze. Och, a czy wspomniałem, że najpiękniejsze kobiety pochodzą z Polski? (śmiech)

Niestety, wejście do Europy, niezależnie od tego jak w efekcie okaże się pozytywne, sprawiło, że ten związek ostygł, a sami ludzie stali się chłodniejsi. Mam tylko nadzieję, że serca Polaków, których tak bardzo pokochałem, pozostały na swoim właściwym miejscu.

Czy wciąż odwiedzasz Polskę?

AM: Niestety, muszę się przyznać, że od mojej ostatniej wizyty minęło sporo czasu. Planuję jednak wyjazd, więc być może niedługo znów tam będę.

Twoi polscy fani widzieli Cię dwa razy w Sopocie, po czym wieści o Tobie ucichły. Czy to oznacza, że już nie tworzysz własnej muzyki?

AM: Tak jak już powiedziałem, robiłem muzykę jeszcze przez wiele lat, ale jakoś nigdy nie wróciłem z nią do Polski. Bardzo chciałem, ale firma SONY, z którą byłem związany, nie była zainteresowana polskim rynkiem. Zamiast tego objechaliśmy inne rejony Europy, a później wysłali mnie do Ameryki.

Jaki gatunek muzyczny jest Ci najbliższy? Czego sam słuchasz?

AM: Słucham wielu różnych gatunków muzycznych. Jako muzyk uwielbiam słuchać wszystkich stylów i wykorzystywać je w tworzeniu swojego własnego. Zatem od klasyki do hard rocka. Moimi ulubieńcami jednak zawsze będą Michael Jackson i David Foster. Po nich jest ogromna przepaść, a później cała reszta.

Jak oceniasz kierunek, którym podąża współczesna muzyka?

AM: Już o tym wcześniej wspominałem. Jest mi przykro, że nie istnieje już coś takiego jak wyławianie prawdziwych talentów ani rozwój artystyczny w starym stylu. To, co dostajesz to ładne buzie, które wtłacza się w gwiazdorstwo, a tak naprawdę są niczym więcej niż ładnym opakowaniem bez doświadczenia, prawdziwej pasji do sztuki czy podstawowej wiedzy na jej temat. Wysysa się więc zawartość opakowania i wypluwa, tak szybko jak chwilę wcześniej wyniosło się je na piedestał. Te biedne dzieciaki pozostawiane są w totalnej ciemności z jednym tylko pytaniem: „Co do diabła się ze mną stało?” Oczywiście zawsze tu i ówdzie będą się pojawiać prawdziwe talenty, ale nie mogę powiedzieć, żebym był fanem płytkiej kultury YouTube.

Co dla Ciebie jako muzyka jest najważniejsze?

AM: Pasja, pasja, pasja. Bez niej nic nie ma większego znaczenia.

Piszesz zarówno teksty jak i muzykę. Który sposób wyrażania siebie jest Ci bliższy?

AM: W piosenkach jedno nie może istnieć bez drugiego, więc ciężko byłoby wybierać. Gdybym jednak musiał, byłaby to muzyka. Tworzenie emocji i tekstur dźwiękowych, gdy chwilę wcześniej nie było nic prócz ciszy jest tym, co zawsze będzie mnie fascynowało.

Jakie masz plany na przyszłość?

AM: W tej chwili tworzę nową firmę w przemyśle związanym z urodą i zamierzam to rozwijać. Jest to samo w sobie niesamowitą frajdą, a równocześnie cieszy, że jest się w stanie pomóc ludziom osiągać ich cele bez ingerencji skalpela. Nie jestem jednak osobą planującą daleką przyszłość, bo jutro może mnie tu już nie być. Nikt tak naprawdę nie wie kiedy przyjdzie jego czas, więc patrząc z tej perspektywy, cieszę się wszystkim tak bardzo, jak tylko potrafię.

Co jest Twoim największym marzeniem?

AM: Szczęście mojego syna. To brzmi bardzo banalnie, ale tak po prostu jest. Natomiast sobie życzyłbym namiętnej, szalonej, czasem nieodpowiedzialnej, nieskończonej i oślepiającej miłości na całe życie. Mieć ją, to tak jakby mieć wszystko, ale bez niej, cokolwiek masz, nagle wydaje się być niczym…

I kilka myśli, według których staram się żyć:

„Strach przed miłością to strach przed życiem, a ci, którzy boją się żyć są już w trzech czwartych martwi.”

„Kochaj wszystkich, ufaj niewielu. Nie krzywdź nikogo.”

„Dobry przyjaciel wpłaci za ciebie kaucję w więzieniu, ale tylko ten prawdziwy będzie siedział obok ciebie i powie: 'Cholera, to był czad!!’”

„Zawsze wybaczaj swoim wrogom. Nic ich bardziej nie wkurza.”

„Jeżeli bycie normalnym oznacza wiarę, że jest coś złego w byciu innym… lepiej być kompletnie pieprzonym wariatem.” (Angelina Jolie)

„Jeśli chcesz coś zmienić, zacznij od człowieka w lustrze!” Dzięki, MJ.

Dziękuję bardzo za poświęcony czas i życzę spełniania wszystkich marzeń.

Anna Jankowiak

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.