Incubus na Orange Warsaw Festival 2015

Tegoroczna edycja Orange Warsaw Festival miała być – według wielu – niewypałem. Głównym zarzutem był brak dobrych, znanych zespołów – choć nie od dziś wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje.

Wydarzenie mógł uratować jedyny „porządny” (jak komentowano na forach) headliner, czyli brytyjska kapela Muse. I faktycznie – dopiero na ich występie pojawiły się tłumy ludzi, trudno się było przecisnąć do pierwszych rzędów, a miasteczko festiwalowe nagle opustoszało, gdy tylko zaczęli grać. Jednak byli tacy, dla których najważniejszy zespół wystąpił tuż przed headlinerem. Zespół, który powstał jeszcze wcześniej niż uwielbiany Muse (w 1991 r.), który jest żywym dowodem na to, że grupa szkolnych przyjaciół grających w garażu jest w stanie zrobić światową karierę i który nigdy wcześniej w Polsce nie grał. Mowa o amerykańskiej kapeli rockowej INCUBUS. Tworzą ją: Mike Einziger (gitara), Jose Pasillas (perkusja), Chris Kilmore (turntables), Ben Kenney (bas) i wreszcie uwielbiany przez płeć piękną frontman, Brandon Boyd. Celowo zostawiłam go na koniec, bo to postać, którą trudno nazwać po prostu wokalistą zespołu rockowego. Wcale nie zamierzam się rozwodzić nad jego niekwestionowaną urodą i urokiem osobistym, choć dodam, że nigdy nie zawodzi na koncertach, zawsze kończy je w samych spodniach, odkrywając nieziemskie ciało i piękne tatuaże. Nie zawiódł pań i tym razem: rozpięcie koszuli po kilku pierwszych utworach wzbudziło ekscytację, a jej zdjęcie – pisk i ogólny aplauz. Ale do rzeczy. Brandon Boyd to przede wszystkim człowiek renesansu lub człowiek orkiestra, jak kto woli. Dlaczego? Pisze bardzo mądre, refleksyjne teksty (tak, wiem, jak wielu wokalistów), rewelacyjnie śpiewa (owszem, nie on jeden), nagrał solowy album (znów nic wyjątkowego), a poza tym (i tu się zacznie): maluje (np. zaprojektował ulotki reklamujące pierwsze występy zespołu, jego rysunki można znaleźć także na okładkach ich płyt), wystawia swoje prace w galeriach, jest autorem książek i wyśmienitym surferem. To wszystko, bez wątpienia, tworzy naprawdę onieśmielający autorytet.

{gallery}galerie/incubus{/gallery}
{gallery}galerie/incubus1{/gallery}

Sam występ Incubusa na OWF, choć bez fajerwerków i konfetti, na pewno usatysfakcjonował ich fanów. Nie zabrakło takich hitów jak „Drive”, „Wish You Were Here” (nie mylić z hitem Pink Floyd), „Megalomaniac” czy „Anna Molly” (mój osobisty faworyt). Zagrali także dwa kawałki z najnowszej, 4-utworowej EPki: „Absolution Calling” i „Dance Like You’re Dumb”. I pomimo niezbyt imponującej liczby fanów obecnych na koncercie, udało się Brandonowi zaangażować publiczność do odśpiewania fragmentu refrenu „Drive”. Pozytywna energia i ogólny dobry nastrój członków zespołu był szczególnie budujący dla tych, którzy wiedzą, że jeszcze niedawno Incubus zawiesił działalność na jakiś czas i ich wspólna przyszłość stała pod wielkim znakiem zapytania. Dlatego tym bardziej ta trasa koncertowa, nowa EPka i debiutancki występ w Polsce były dla fanów tak ważne. I oby nas jeszcze odwiedzili, i to najlepiej jak najszybciej, czego życzę wszystkim zagorzałym Incu-fanom,  w tym sobie.

Agnieszka Pieniążek-Siekierska

Zdjęcia: Janusz Miękus

Facebook Incubus
Oficjalna strona Incubus

Facebook Brandon Boyd
Oficjalna strona Brandona Boyda

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.