Egipt – pasja i dom w jednym

Olga Białostocka – egiptolog, fotograf, podróżnik specjalnie dla portalu Opinia opowiada czym jest dla niej podróż, spotkanie z odległymi krajami, praca archeologa w Egipcie, pasja fotografowania i wrażliwość ekspresyjna w procesie robienia zdjęć.

Czym dla Ciebie jest podróż? 

OB: Wyruszam w podróż, by spotkać się z samą sobą. Aby spotkać drugiego człowieka nie trzeba ruszać się zbyt daleko, wystarczy wyjść z domu, inność jest wszędzie dookoła nas, trzeba tylko umieć ją dostrzec i nauczyć się na nią otwierać. Aby spotkać samą siebie potrzebuję się wyciszyć, odgrodzić od codzienności, od wszelkich powiązań, relacji, obowiązków, terminów, przekroczyć jakiś niewidzialny próg, uwolnić od tego, co mnie otacza. Jadę w poszukiwaniu siebie, tego co zakrzyczane przez warszawską rzeczywistość, tego, co zapomniane niemal, a jednak wciąż drzemie pod stosem papierów, przygniecione przez komputer, stłamszone w codziennych korkach. Podróżuję, by szukać w świecie obrazów siebie i odbudowywać na nowo moje człowieczeństwo, poprzez odkrywanie własnych słabości, ale i siły, stykanie się z nieoczekiwanym, wystawianie na próby wrażliwości, wytrzymałości, to jest czas odrzucenia powierzchowności, która blokuje, odgradza nas od własnego, prawdziwego ‘ja’, czas otwarcia się na świat w nadziei, że na nowo siebie odnajdziemy.

{gallery}egipt1{/gallery}

Zdjęcia: Olga Białostocka

Interesuje mnie twój flirt z Egiptem. Państwo to, jeśli chodzi o turystykę, najczęściej kojarzone jest z masowymi wyjazdami, Ty poznałaś ten kraj z innej strony.

OB: Nie sądzę, by słowo flirt było odpowiednim określeniem mojej relacji z Egiptem. Flirt to traktowanie poważnych rzeczy w sposób lekki, zabawa, która może, choć nie musi, przerodzić się w coś trwałego. Ja z Egiptem pozostaję w ścisłym związku od 2001 roku, od 7 lat pracuję jako egiptolog. Znam ten kraj bardziej na zasadzie jego mieszkańca, niż turysty. Szczerze mówiąc, nigdy nie byłam w Egipcie na urlopie. Nawet gdy mam kilka dni wolnego podczas sezonu wykopaliskowego, uciekam do miejsc, gdzie turystyka nie jest zbyt powszechna. Bo mimo, że Egipt rzeczywiście stał się w ostatnich latach miejscem masowej turystyki, nadal pozostają w nim miejsca, w których udaje mi się być jedynym ‘obcym’.

Tak więc poznałam Egipt przy okazji studiów i prac archeologicznych, w których uczestniczę. Nauczyłam się go jednak nie z książek naukowych, lecz z życia. Pracując z miejscową ludnością, żyjąc wśród tych ludzi, dzieląc ich radości i smutki, weszłam w egipską społeczność dość szybko i jakoś naturalnie, tak samo jak naturalnie i w zasadzie bez książek nauczyłam się z nimi rozmawiać w ich własnym języku.

Jak wygląda życie prostego Egipcjanina, jak sie czujesz w ich społeczności?

OB: Życie prostego Egipcjanina jest przede wszystkim proste, ale nie w sensie braku problemów, wiejskiej sielanki niezmąconej wielkomiejskim stresem, pośpiechem, pogonią za pieniądzem, nie jest łatwe, ale jest proste. Musi on sobie radzić z podobnymi problemami życia codziennego jak każdy z nas, tylko rozkłada je na prostsze czynniki. Ta prostota życia w Egipcie, czy którymkolwiek innym kraju tzw. rozwijającym się, piękno z tej prostoty wypływające jest podstawową wartością, której poszukuję w moich podróżach. Według mnie prostota wyzwala w ludziach rzadko spotykane u nas, w naszej cywilizacji przez duże C, pokłady życzliwości, otwartości, czy po prostu dobroci. Czym mniej mamy, tym chętniej się dzielimy, czym trudniej nam, tym częściej potrafimy się uśmiechać i cieszyć ze zwykłych rzeczy, drobnych życiowych przyjemności, które w przeciwnym razie gubią się, tracimy je pragnąc wciąż więcej i więcej. I to jest dla mnie najcenniejsza ‘zdobycz’, jaką przywożę z każdej podróży, siła w stawianiu czoła niedogodnościom, energia nakręcająca do pracy nad sobą i ciągłego poszukiwania dobra i piękna. Piękna, które dla mnie ma twarz ludzi ubogich, prostych, które kryje się w życiu zbudowanym na nieco innych zasadach niż te, które rządzą obecnie naszym światem. Piękno zaklęte w prostym życiu stało się moją fascynacją. Za nim podążam również szukając obrazów fotograficznych. Tę różnicę w spojrzeniu opisał dobitnie w swej książce Piotr Parandowski, zresztą również archeolog z wykształcenia: ‘Nie wyzbędę się upodobania do surowego pejzażu i będzie mnie zawsze pociągał wiecznie głodny pasterz owiec na zachwaszczonych łąkach, jak zorganizowanych turystów pociąga zachód słońca i elektrycznie oświetlona piramida Cheopsa.’       

Mój Egipt, ten do którego tęsknię, chcę wracać i wracam co roku jako archeolog, ale również po prostu jako człowiek, mieści się w niegdyś niewielkiej wsi, którą dziś właściwie powinno się określić raczej jako coraz szybciej rozwijające się miasteczko na zachodnim brzegu Nilu, na wysokości miasta Luksor. Gurna. Tam jest moje miejsce, mój drugi dom, moja druga rodzina, przyjaciele, tam o wschodzie słońca podziwiam kolorowe balony unoszące codziennie turystów ponad starożytnymi świątyniami,  tam tańczę na kolejnych ślubach, biegam po polach, uśmiecham się do sąsiadów, zaczepiam znajomych i nieznajomych, których już coraz mniej, bo po 7 wspólnie spędzonych sezonach jestem już ‘swoja’, i jak to na wsi bywa, wszyscy wszystko zdają się wiedzieć, często lepiej ode mnie.

{gallery}egipt2{/gallery}

Czym jest dla ciebie praca archeologa?

OB: Archeologiem można być tylko z pasji. Tak więc w jakimś sensie jest to dla mnie sposób na samorealizację. Najczęściej gdy opowiadam o moim zawodzie, większość wyobraża sobie Indianę Jonesa czy Larę Croft, poszukujących skarbów minionych cywilizacji. Cóż, ja niekoniecznie właśnie te postacie brałam sobie za przykład wybierając zawód. O ile sobie przypominam, niewiele nawet o nich wówczas wiedziałam. Najczęściej rozczarowuję rozmówców, opowiadając o żmudnej, czasochłonnej pracy, niekiedy w trudnych warunkach, której rezultaty ocenić można dopiero po kilku latach badań. Skarby oglądane na filmach zdarzają się niezmiernie rzadko. Dla archeologa znaleziskiem na miarę prawdziwego skarbu może być pojedynczy blok kamienny, wypełniający lukę w rekonstruowanej ścianie, niewielki fragment tkaniny z zachowanym imieniem czy porzucona gdzieś moneta. Te drobne, nieefektowne często elementy potrafią niejednokrotnie powiedzieć nam o wiele więcej o badanej przeszłości niż skrzynie ze złotem. Praca archeologa jest fascynującym poszukiwaniem właśnie takich śladów przeszłości, próbą ich interpretacji i dotarcia tą drogą do człowieka, który się  za nimi kryje.

Jesteś również zapalonym fotografem, na czym polega twoje spojrzenie na świat? Czym jest fotografia ekspresyjna?

OB: Fotografuję to, co czuję. Pozwalam obrazom we mnie uwolnić się. I tak właśnie rozumiem pojęcie fotografii ekspresyjnej. Zapisuję na filmie fotograficznym moje odczucia, wrażenia, również marzenia, które przybierają różne formy. Fotografia jest jak barometr nastrojów, czasem nie potrafię zrobić nic, nie czuję aparatu w dłoni, innym razem, poddaję się magii fotografii i moja dusza zaczyna się poprzez nią uzewnętrzniać.

Nie poluję na zdjęcia, nie planuję ich, czekam… A one przychodzą.

Czy jest takie zdjęcie, z którego jesteś naprawdę zadowolona, zdjęcie życia?

OB: Nie zrobiłam jeszcze zdjęcia życia, mam jednak nadzieję, że ono wciąż przede mną. Z drugiej strony nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie tak powiedzieć o jednym jedynym moim zdjęciu, bo w każdym jest cząstka mnie. Mam wrażenie, że takie oceny są możliwe dopiero po latach, gdy już się ma rzeczywiście jakiś dorobek fotograficzny i można na niego spojrzeć z perspektywy czasu, przeżyć, w odniesieniu do całości materiału. Potrzebna do tego spora doza pokory. Nie można uznać czegoś za najlepsze na początku tej drogi, bo skąd wtedy czerpać nadzieję na dalszy ciąg.

Są zdjęcia, które lubię, do których wracam, które we mnie tkwią, niezmiennie tak samo na mnie działają. I gdy emocje blakną, przegrywając walkę z czasem, te fotografie nadal na swój sposób mnie poruszają.

Czy wierzysz, że można poznać człowieka po jego zdjęciach?

OB: Dla mnie zdjęcia, niczym oczy, są oknami duszy. Wyrażamy poprzez nie stany emocjonalne, w których się znajdujemy, nasze spojrzenie na problemy dotykające otaczającą nas rzeczywistość, jest to zawsze subiektywny obraz naszego wnętrza, bo za każdym zdjęciem stoi decyzja, w którym miejscu postawić aparat, o jakiej porze dnia czy nocy, jak wykadrować fotografię podkreślając w ten sposób określony aspekt obrazu, wreszcie kiedy nacisnąć spust migawki, i czy w ogóle go naciskać. Te wybory, zdawałoby się często instynktowne, intuicyjne, mówią o nas więcej niż wiele słów.

Jakieś plany na przyszłość, które będą łączyć oba zainteresowania?

OB: Kierunek jaki przyjęła moja fotografia wyznaczyły podróże, bo one mnie ukształtowały na nowo, otworzyły na zupełnie inne bodźce. Każdej podróży w oczywisty sposób towarzyszy więc fotografia.

Planów i marzeń mam wiele. Zawsze miałam, one mnie popychają do działania. Dla mnie bowiem marzenia nie są nierealnym bujaniem w obłokach, lecz  kolejnym celem do osiągnięcia. Niektóre projekty zdają się bardzo bliskie realizacji, na inne wiem, że będę musiała czekać jeszcze bardzo długo, modyfikować je wraz ze zmianami, jakie niesie ze sobą życie. Część planów obumrze naturalnie, a w ich miejsce pojawią się następne, zupełnie nowe. Obecnie jednak, we wszystkich, podróże i fotografia są słowami kluczowymi. 

Dziękuję za rozmowę.

Wojtek Wójcik

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.