Z Sycylii do Żywca – rozmowa z Agatą Miśkowiec i Giorgią Aquilino

Pamiętam, że powiedziałam, że nie chcę wracać na Sycylię i chcę chodzić do szkoły w Żywcu. Ale z drugiej strony, kiedy kończyłam szkołę podstawową na Sycylii i miałam wyjeżdżać do Polski, to też mi było przykro – mówi  trzynastoletnia Giorgia, która – jak to sama określa – jest w 90 proc. Włoszką i w 10 Polką. Z Agatą Miśkowiec i Giorgią Aquilino – mamą i córką, które z Sycylii przeprowadziły się do Żywca – o ich dwujęzycznej rodzinie mieszkającej w dwóch krajach rozmawia Joanna Durlik.

Który język jest dla Was Waszym rodzinnym językiem? Polski czy włoski?

AM: Tata nie mówi po polsku, więc w trójkę rozmawiamy tylko po włosku. Ale już jak Giorgia miała trzy miesiące, to zaczęłam czytać jej bajki w języku polskim i włoskim. Pamiętam, ze mój mąż przyszedł kiedyś do domu i pyta: „A co ty robisz? Po co męczysz dziecko, przecież ona ma dopiero trzy miesiące i nic nie rozumie!”. Ale ja się uparłam, że mała od początku powinna mieć kontakt z oboma językami, i tak się zaczęło. Jej tata w gruncie rzeczy też bardzo chciał, żeby Giorgia uczyła się mojego języka. Znamy przypadki, kiedy to zostało przegapione. Mamy rodzinę, która pojechała do Francji i ich dzieci mówią tylko po francusku, więc jak siedzimy razem przy stole, to nie możemy porozmawiać, bo my nie mówimy po francusku, a oni nie mówią po włosku. Więc mój mąż zawsze chciał, żeby Giorgia mówiła po polsku, bo ma dziadków w Polsce. Oboje chcieliśmy zawsze, żeby Giorgia wiedziała, ze ma dwie kultury, dwa kraje.

A jakie to jest dla Ciebie, Giorgia? Mieć dwa języki, dwa kraje?

GA: W sumie fajne. Na przykład jak się kłócę z mamą, to po polsku, żeby tata nie rozumiał. We Włoszech nikt mnie nie rozumiał i jak miałam z mamą jakieś sekrety, to mogłam głośno mówić po polsku. Chociaż w szkole na początku to nawet nie wiem, czy wiedzieli, że ja mówię po polsku…

AM: Kiedy Giorgia poszła do przedszkola na Sycylii, to na początku nauczycielki uważały, że ona nie będzie nic umiała powiedzieć po włosku, skoro ma matkę Polkę. Jak tylko się zorientowały, że mówi po włosku, to były zadowolone, ale nie interesowało ich specjalnie, czy ona umie mówić w innym języku. Może gdyby to był angielski, to byłyby bardziej entuzjastyczne, ale polski ich nie interesował. Później wyjechałyśmy do Polski z powodów rodzinnych i żeby Giorgia się nie nudziła, to poszła w Polsce do zerówki. Tu było tak samo: pani dyrektor w Polsce tez się obawiała, ze Giorgia nie będzie umiała się dogadać z dziećmi i nauczycielami, że nie mówi dobrze po polsku. Nawet nam odradzała, żeby Giorgia szła do tej zerówki. Ale ja zdecydowałam, że spróbujemy. Pierwszego dnia Giorgia rzeczywiście była trochę niepewna, ale spodobało jej się, bo atmosfera była całkiem inna niż we Włoszech, zabawy, przedstawienia, nauczycielka traktowała dzieci jak mama… Bardzo jej się podobało ale była trochę obrażona na tatę, że nie przyjechał z nami do Polski, że nie jesteśmy razem. Kiedy zaproponowałam, ze wrócimy do Włoch do taty, żebyśmy byli razem, ona powiedziała, że nie zostawi przedszkola i musiałyśmy zostać do końca roku szkolnego. A od pani dyrektor w końcu usłyszałam, że Giorgia ma ładniejszą wymowę po polsku niż większość dzieci mieszkających w Polsce! Zresztą czytać Giorgia nauczyła się najpierw po polsku – jak się zorientowała, że inne dzieci już zaczynają czytać, a ona nie, to tak się zawzięła, ze przez całe ferie uczyła się czytać, trochę ze mną, trochę z panią, i później już czytała po polsku lepiej niż inne dzieci!

Imponujące! Bo przecież we Włoszech po polsku Giorgia rozmawiała tylko z Panią, prawda?

AM: Tak, tak. Myśmy podjęli wspólnie taką decyzję: kiedy mąż jest w pracy, rozmawiałam z nią tylko po polsku, a kiedy przychodził tata, to wszyscy mówimy po włosku, żebyśmy się wszyscy rozumieli. Kiedy Giorgia uczyła się mówić, to powtarzała i polskie, i włoskie słowa, ale pierwsze zdanie powiedziała po polsku: Ania, chodź spać!”, powiedziała do cioci, jak miała dwa i pół roku. Zawsze też mieliśmy dużo książeczek, bajeczek, które nam przywoziła i przysyłała rodzina z Polski. Te bajki się powtarzały, więc robiłam czasem takie eksperymenty: zaczynałam czytać zdanie i nie kończyłam go, a Giorgia się uczyła tych zakończeń i kiedy ja zaczynałam zdanie, to ona je kończyła, ale nigdy nie mieszała ze sobą języków.

A teraz zdarza Ci się mieszać języki?

GA: To zależy. W szkole, jeśli nie umiem czegoś powiedzieć po polsku, mówię po angielsku, żeby mnie pani zrozumiała. A z mamą to trochę po polsku, trochę po włosku. Ale nie mam takiego problemu jak mama: kiedy tata przyjeżdża i jesteśmy we trójkę w Polsce, to mamie się języki całkiem mieszają. Na przykład jesteśmy w sklepie, mama mówi do kasjerki po polsku, do taty po włosku, a później już na odwrót: do kasjerki po włosku i do taty po polsku. I wtedy trzeba mamie przypomnieć: mamo, ale wiesz, że ani pani, ani tata cię nie rozumie?

AM: To prawda, mieszają mi się języki! Giorgia nie ma takiego problemu. Ja też zapominam słowa: i polskie, i włoskie.

GA: Mama tak robi, że jak nie pamięta jakiegoś słowa po polsku, to miesza dwa języki, na przykład ostatnio nie pamiętałaś, jak się nazywa mąka i pytałaś w sklepie: „gdzie jest farina?”. Dobrze, że nie znasz też angielskiego niemieckiego, bo by Ci się dopiero mieszało…

A Ty, Giorgia, jakimi językami jeszcze mówisz?

GA: Mówię po angielsku, w szkole mam też niemiecki i samodzielnie uczę się hiszpańskiego, bo jest podobny do włoskiego, więc jest mi łatwo. Korzystam z aplikacji na smartfonie, z włoskich stron internetowych, robię sobie notatki…

Czyli lubisz się uczyć języków?

GA: Bardzo. Myślę, ze angielski znam podobnie dobrze, jak polski. Nauczycielki też mi mówią, że mówię bez akcentu, może to dlatego, że od zawsze znam dwa języki?

A który język jest dla Ciebie najważniejszy?

GA: Cóż, po polsku nie dogadam się w wielu miejscach na świecie, po niemiecku też nie bardzo, więc przede wszystkim włoski i angielski.

W którym języku przeważnie myślisz albo śnisz?

GA: To zależy od sytuacji: jak we śnie się pojawia osoba z polski, to po polsku, we Włoszech śni mi się po włosku. W jakim języku myślę? To też zależy. Najczęściej w Polsce myślę po polsku i we Włoszech po włosku, chociaż czasem zdarza się, że w Polsce myślę sobie po włosku, a później muszę to powiedzieć po polsku. Właściwie to ja się czuję bardziej Włoszką, chociaż mam dwa obywatelstwa, dwa paszporty.  

MA: Pamiętam, ze jak wyrabialiśmy Ci polskie obywatelstwo, to się bałaś, że Ci odbiorą włoskie obywatelstwo! (śmiech)

GA: My się z mamą czasem kłócimy, jak mówię mamie, że ja jestem w 90% Włoszką i w 10% Polką. Właściwie to wolałabym mieć tylko jedno obywatelstwo, włoskie, bo ono jest dla mnie ważniejsze. W Polsce jestem tylko ze względu na szkołę, gdyby we Włoszech była lepsza szkoła, to pewnie byłabym tam. A po szkole na pewno dokądś wyjadę, może do Włoch, a może jeszcze w jakieś nowe miejsce… Bo później mogłoby być tak, że jakbym skończyła w Polsce studia i chciała tutaj zostać, to tacie by było przykro, a gdybym chciała zostać we Włoszech, to mama by pytała, czemu nie chcę być w Polsce. Więc ja sobie postanowiłam, że jak będę mogła zdecydować, to wyjadę do innego państwa.

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.